Zwykle robię zakupy w małych sklepach spożywczych. Jedynie po kosmetyki, baterie itp. chodzę do supermarketu. Dziś odkryłam, w jaki sposób urozmaicić sobie to odmóżdżające zajęcie, tak by szare komórki wręcz dostały zakwasów od myślenia.
Poszłam, jak zwykle, z karteczką. Nie była długa, potrzebowałam tylko kilku rzeczy. Przedostatnią pozycją były „patyczki”, pod nimi natomiast odkryłam, będąc już w sklepie, jakieś dziwne słowo. Niby sama je napisałam, zaledwie pół godziny wcześniej, ale nijak nie mogłam zgadnąć, o co chodzi. Wśród wielu możliwości odcyfrowałam je między innymi jako: „do wany”, „dzwony”, „olewany” oraz „bonony”. Żadnych skojarzeń. Widzicie sami - nie było łatwo! Przy czym troszkę się stresowałam, bo jutro z samego rana wyjeżdżam, miałam więc wrażenie, że może to być coś absolutnie niezbędnego!
Zaczęłam chodzić między regałami bardzo powoli. A nuż zobaczę ten tajemniczy przedmiot na półce i doznam olśnienia. Niestety, musiałam się poddać. Mózg zaczął się przegrzewać pod czapką. I kiedy stałam już w kolejce do kasy, wyciągnęłam karteczkę ostatni raz z kieszeni.
Tak, mam to!