Gdy wyjrzałam z naszej wieży o świcie zobaczyłam mgły nad zalewem i wschodzące słońce. Czym prędzej udałam się na dół z aparatem. Oczywiście potem jeszcze pospałam, nie jestem jakimś zwariowanym fotografem!
Dziś czekał nas ciekawy przejazd przez Puszczę Białowieską. Do Babiej Góry pojechaliśmy naokoło, przez zalane wodą lasy. Tam nabraliśmy wodę w gospodarstwie i zagłębiliśmy się w świat puszczańskich ścieżek i przyrody. Zauważyłam, że po dwóch dniach coraz lepiej pokonuję z sakwami różne trudności na drodze, jak błoto. Trochę się pogubiliśmy na początku, ale w końcu udało nam się wbić na starą wąskotorówkę, którą dotarliśmy aż na Kosy Most. To miejsce, w którym 13 lat temu razem z Marcinem zbieraliśmy materiały do jego magisterki. Tym razem pojedliśmy trochę batonów i ruszyliśmy dalej, do Białowieży, bez większych przygód, raczej monotonnie kręcąc po szutrówkach.
Białowieżę objechaliśmy prawie całą w poszukiwaniu ciekawych lokali gastronomicznych, których nie było. Skończyło się na zapiekance i tortilli w barze na świeżym powietrzu (a więc przyjaznym rowerzystom). Ale co to była za zapiekanka! Nie żaden gniot z mrożonki. To była najlepsza zapiekanka, jaką jadłam w życiu, serio! Były na niej wielkie kawałki pieczarek, kukurydza, pomidor, świeży ogórek i kapusta pekińska!
Po tym posiłku z wolna potoczyliśmy się w stronę Miejsca Mocy, w którym naszą intuicję i wrażliwość spotęgowaliśmy wypijając na spółkę egzotyczne, litewskie piwo pszeniczne.
Tocząc się nadal niezbyt szybko przez wieczorne lasy dotarliśmy do Topiła, gdzie nabraliśmy wody i zaczęliśmy się rozglądać za miejscem na nocleg. Niestety po drodze nie było żadnych żubrów w zasięgu wzroku.
Koło miejscowości Krugłe (zwane też Krągłym) znaleźliśmy miły zakątek pomiędzy młodnikami, na zielonej trawie. Grzesiek postanowił jeszcze wyjść na wieczorne bieganie i na szczęście nie zgubił się w lesie. Jakoś ciągnie nas chyba do spania na bagienkach, a może tu nie ma innych terenów? Wieczorem graliśmy w „państwa-miasta”, była też kategoria coś rajdowego”. Coś rajdowego na E?
c.d.n.
niedziela, 23 maja 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To już 13 lat minęło?
OdpowiedzUsuńAż się wierzyć nie chce, można by odgrzebać jakieś zakurzone wspomnienia (zdjęcia) z naszych pierwszych wędrówek po Puszczy.
Czekam na kolejny odcinek.
tak, dokładnie w lipcu 1997 byliśmy pierwszy raz na Kosym Moście!
OdpowiedzUsuńFajnie jest poczytać sobie opis takiej rowerowej wyprawy -czekam na dalszy ciąg.
OdpowiedzUsuńciąg dalszy będzie oczywiście ;)
OdpowiedzUsuńtak swoją drogą tych "rajdowych rzeczy na E" to jest mnóstwo :) na przykład: etap albo endorfiny, ale w trakcie gry nic nie przychodziło mi do głowy