Krótki przerywnik w relacji z Podlasia - recenzja książki Haruki Murakamiego.
Bardziej jako biegacz niż mól książkowy sięgnęłam po „O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu”, zastanawiając się, co odkrywczego można jeszcze o tym napisać? Treningi, zawody, kontuzje, sprzęt, rozmyślania o sensie biegania i nieodłącznie im towarzyszące rozmyślania o sensie życia (albo odwrotnie) - tematycznie pamiętnik Murakamiego nie odbiega zbyt daleko od schematu, do którego przyzwyczaiła nas bogata biegowa blogosfera. Nie jest to długa opowieść - to zbiór kilku esejów, w sam raz na deszczowy wieczór. Początek określiłabym jako monotonny, mnie ta książka wciągnęła od IV rozdziału, od którego nabiera żywszego tempa, gdy dryfuje w stronę ultra i triatlonu.
Haruki Murakami to raczej biegający pisarz niż piszący biegacz. To moje pierwsze zetknięcie z jego prozą, ale na pewno nie ostatnie. Wcale do biegania nie zachęca i to mi się bardzo podoba. Niech każdy szuka swojej drogi, brzmi jego motto. Bieganie i pisanie - dwie główne pasje autora, tak różne, a zarazem podobne. Wszystko to przesiąknięte wschodnią mentalnością. Akceptacja losu, przemijania, starzenia się, akceptacja porażek, a jednocześnie czerpanie z biegania prawdziwej, żywej radości, życiowej siły.
I choć od autora dzieli mnie morze doświadczenia, wiek, płeć i kilometry, niektóre słowa tych luźnych biegowych notatek trafiają prosto w serce. Oddaję Mu głos:
„Nie jestem człowiekiem. Jestem maszyną. Niczego nie czuję. Po prostu zmierzam naprzód.
Tak sobie myślałem. Tylko o tym myślałem i tylko dzięki temu przetrwałem. Gdybym powiedział sobie, że jestem żyjącą istotą ludzką, człowiekiem z krwi i kości, padłbym z bólu. Z pewnością było wtedy we mnie coś, co było mną. I towarzyszyła temu jakaś samoświadomość. Ale w tamtym momencie rozkazałem sobie, żeby myśleć, że moje ja i towarzysząca mu samoświadomość są tylko wygodnymi formami i niczym więcej. To dziwny sposób myślenia o sobie i bardzo dziwne uczucie, gdy świadomie wypiera się świadomość. Trzeba zmusić się do wcielenia w coś nieorganicznego. Instynktownie zdawałem sobie sprawę, że to jedyny sposób, by przetrwać.”
Jednym słowem - polecam.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Aż Ty! Właśnie się czaiłem, by tę książkę na dniach przeczytać i wrzucić recenzję a tu patrzę: Ula była szybsza :)
OdpowiedzUsuńTeż nie czytałem wcześniej żadnych książek Murakamiego, choć wiem, że od kilku przynajmniej lat jest popularny w Polsce, wręcz modny. Ciekawi mnie, cóż takie niezwykłego w jego pisarstwie. W końcu napisał coś o bieganiu więc tym chętniej przeczytam.
Paweł, Ty na pewno opiszesz to zupełnie inaczej ;)
OdpowiedzUsuńMogę oddać w dobre ręce Kronikę ptaka nakręcacza. Przeczytałam i... no właśnie nic. Ze sześćset stron czytania i jak dla mnie kompletnie o niczym Jeśli chcesz jeszcze sięgnąć po Murakamiego to proszę bardzo.
OdpowiedzUsuńdziękuję i zgłoszę się!
OdpowiedzUsuńJa raczej mól książkowy aniżeli biegacz. Książka super, nie tylko o bieganiu. Był czas, że Murakamiego pochałaniałam wszystko, co w ręce wpadło.
OdpowiedzUsuńCzasami mam fazę na Murakamiego. Dzięki wypożyczeniom udało mi się przeczytać kilka jego powieści. "Ptak nakręcacz" podobał mi się niesamowicie. I zbiór opowiadań jest świetny (nie przeszkadza, że powtarza wątki z różnych powieści).
OdpowiedzUsuń