Pierwszy raz zetknęłam się z gazpacho (bardziej na miejscu byłoby napisać - z przepisem na gazpacho) pod koniec lat 80. za sprawą jakiejś książeczki kucharskiej z biblioteki Rodziców.* Autor podkreślał, że o smaku potrawy decyduje dobra oliwa z oliwek... o której w tych czasach nikt u nas nie słyszał, więc zrobienie tego ultraprostego hiszpańskiego chłodnika pozostawało tylko w sferze marzeń, snutych latem w porze upałów. A szkoda - mieliśmy wtedy własne działkowe pomidory!
Pierwszy raz prawdziwe gazpacho jadłam kilka lat później w Andaluzji, do której dotarłam autostopem. Straciło nieco tajemniczości, okazało się, że w wielu miejscach Hiszpanii mają własne pomysły na tę zupę i nie ma jednego, jedynie słusznego przepisu - i bardzo dobrze!
Gdybym teraz miała ocenić, co ma wpływ na smak gazpacho, to nie do końca zgodziłabym się z wyżej wymienionym autorem - kluczowe dla smaku, oprócz oliwy są też aromatyczne, dojrzałe pomidory. Dziś łatwiej kupić w Polsce dobrą oliwę niż naprawdę dobre pomidory. Wczoraj udało mi się dostać pomidory tak dojrzałe i miękkie, że aż strach było nieść je do domu. Nie zanudzam więc dłużej, przechodzę do konkretów.
Składniki:
1,5 kg bardzo dojrzałych pomidorów (malinowe będą strzałem w dziesiątkę),
kilka jędrnych ogórków gruntowych (opcjonalnie także papryka, najlepiej kremowa oraz cebula),
czosnek - najlepiej młody, polski, aromatyczny,
sól,
pieprz - świeżo zmielony,
oliwa z pierwszego tłoczenia.
Najtrudniejszy i najbardziej żmudny jest początek. Pomidory trzeba sparzyć, obrać ze skórek, a potem ostrą łyżeczką wyjąć z nich gniazda nasienne. Im dokładniej oczyścimy pomidora z pestek, tym lepiej (pestki są gorzkie). Pestek nie wyrzucamy - przez gęste sito przecieramy tak dużo miąższu wokółpestkowego, ile zdołamy i dodajemy go do oczyszczonych pomidorów.
Dalej już z górki. Dodajemy obrane ogórki, według uznania ząbek lub dwa ząbki czosnku, sól, pieprz, oliwę (co najmniej kilka łyżek). Miksujemy. I już - to wszystko! Gazpacho gotowe. No niezupełnie - teraz warto je schłodzić na górnej półce lodówki.
Do podania opcjonalnie: bazylia, kostki lodu, surowy ogórek/papryka pokrojone w kostkę, małe grzanki, kozi ser, oliwki, orzechy, ocet winny... Na zdjęciu opcja z bazylią, lodem i grzankami zrobionymi z paluszków chlebowych. Można znaleźć przepisy, w których miksuje się pomidory z miąższem bułki, co czyni zupę jeszcze pożywniejszą.
Na początek proponuję jednak wersję bez bułki - jest naprawdę sycąca i dwie małe miseczki wystarczają za cały obiad. Polecam na upały i życzę smacznego!
Edycja:
* Podobną książkę mam w domu - „Kuchnia śródziemnomorska” z roku 1976. Gazpacho jest ukryte pod nazwą „Zupa jarzynowa na zimno” i, o zgrozo, występuje w nim ocet (bynajmniej nie winny) i cukier. Ten styl podawania potraw jest wciąż popularny w barach na polskiej prowincji, jak również polewanie wszystkiego ketchupem, ale moje poczucie smaku (nie przesadnie wybredne) leży gdzieś zupełnie indziej.
wtorek, 10 lipca 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Faktycznie prosty przepis.Na upały w sam raz.
OdpowiedzUsuńNie robiłam, zrobię :-)
Pozdrawiam.
Ja często na upały robię ''tzatziczki'', ale tylko na jogurcie(niektórzy dodają majonez i jogurt-ble!, najlepsze na jogurcie greckim!
Tzatziki jadałam tylko u kogoś, muszę spróbować zrobić. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo lubie Gazpacho :) chetnie sprobuje ten przepis...
OdpowiedzUsuńp.s. Wydra pozdrawia Królika :)
Hejka, Wydro ;) Tylko skąd Ty tam weźmiesz, biedaku, młody, polski, aromatyczny czosnek? ;)))
UsuńZ pomidorami, to bardziej kojarzy mi się pomidorówka :) Wczoraj dorwałam się do prawdziwych pomidorów z działki od rodziców (smak nieporównywalny do tego, co w sklepach jest dostępne pod nazwą 'pomidor'. Miało być zupy na jeden obiad, wyszedł cały ogromny gar! Mniam :)
OdpowiedzUsuń