Kultura materialna, w której wyrośliśmy, ma na nas duży wpływ, ale nie musi być idealna dla naszego późniejszego, własnego stylu życia. Ostatnio rozmyślałam o tym, jakie rzeczy były w moim rodzinnym domu oraz o tym, że niektóre wydawały mi się absolutnie niezbędne u nas, po czym okazywały się bezużyteczne.
Przypuszczam, że wiele osób przechodzi podobną ewolucję. Oczywiście nie wynika to z negowania rodziców i ich stylu życia, tylko z wypracowania własnego i dostosowania swojego stanu posiadania do rzeczywistych potrzeb. Skoro rodzice inaczej się ubierają, co innego jedzą, inaczej spędzają wolny czas, to nic dziwnego, że mamy różne potrzeby. Te potrzeby zresztą zmieniają się przez całe życie wraz z nowymi zainteresowaniami i aktywnościami. W tej chwili pozbyłam się już prawie wszystkich zbędnych rzeczy, które były wynikiem myślenia „w każdym domu powinno być...”. Dzięki temu wpisowi przypomniałam sobie o jeszcze kilku drobiazgach!
Pora na opis rysunku i - uwaga - rodzinne sekrety. ;)
Moi rodzice mają w domu bardzo dużo różnych rzeczy, z którymi nie wiedziałabym co zrobić (na rysunku to żółte pole). Wymienię kilka, które przychodzą mi do głowy w pierwszej kolejności: telewizor, mikrofalówka, bibeloty, kwiatki doniczkowe, zasłony i firanki, paradne nakrycia stołowe, zapasowe sztućce, suszarka do włosów, lokówka (?!), walizka, deska do prasowania, telefon stacjonarny, zegary ścienne.
Wbrew pozorom część wspólna naszych zbiorów (kolor zielony) wcale nie jest mała. Należą tu takie przedmioty jak: stół, krzesła, odkurzacz, wiertarka, mikser, maszyna do szycia, toster, formy do pieczenia ciast, waga łazienkowa, otwieracz do wina, dziadek do orzechów, nożyczki, garnki.
EDYCJA: Tato przysłał mi maila, w którym dodaje do części wspólnej zbiorów namiot, śpiwory, karimaty i rowery.* A także kalosze Mamy, bo ponoć ich też zalewa. Co to za miejsce ciągłych kataklizmów, zapytacie może. Ano - Warszawa.
* W ten sposób możecie sobie wyobrazić moich rodziców nie tylko jako osoby eleganckie, towarzyskie i światowe, ale również outdoorowe, aktywne, a może nawet ekstremalne!
Niebieska część to rzeczy odzwierciedlające nasze specyficzne potrzeby. To na przykład kalosze (mieszkamy na osiedlu, które od czasu do czasu zalewa woda), mata do robienia sushi w domu, maszynka do strzyżenia (Sahibowy look na leśnego człowieka z brodą wbrew pozorom wymaga regularnych postrzyżyn), trochę sprzętu sportowego i turystycznego,** gitara i didgeridoo. ;)
**EDYCJA: Aby być matematycznie dokładnym, w tej części zbioru nie mieszczą się namioty, śpiwory, karimaty i rowery. Wymieniłabym tu rolki, rakiety śnieżne, buty biegowe i rowerowe, kaski, mapniki, kompasy do BnO, maszynkę benzynową i takie tam różne sprzęty, bez których trudno żyć. ;)
Pytanie do Czytelników, którzy opuścili już domy rodzinne - czy przeszliście podobną drogę? Z jakich elementów budowaliście swoje materialne otoczenie?
czwartek, 26 lipca 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja szybko pozbyłam się telewizora i wyleczyłam z potrzeby posiadania dvd (ale to też zasługa możliwości oglądania filmów na komputerze). Ostatnio wyleciał telefon stacjonarny i moja mama z trudem to pojęła - w końcu oni lata walczyli, żeby mieć telefon, więc jak już się go ma, to się ma, co z tego, że używa się komórek. Nie mam mikrofali (moi rodzice też nie, ale teściowie mają - i nie używają. Ale kupili, to mają.) Nie mam też rożna i prodiża, wystarcza mi jeden piekarnik. Obfita zastawa (elegancka, ale używana na co dzień - nie mam specjalnej odświętnej) powędrowała do schowka i całość jest wyciągana tylko na duże imprezy. My używamy tylko dwóch kompletów. 12 miseczek piętrzących się w szafce kuchennej wcale mnie nie uszczęśliwia. Zasłonek i firanek też nie mam, nie bawi mnie układanie fałd koronek na oknie. Dywanów nie mam, ani wykładzin, goła podłoga.
OdpowiedzUsuńDeskę do prasowania mam i używam, za to nie mam stolnicy - mam kuchenny blat.
Właściwie moja mama chętnie by nam dokupiła "brakujące" sprzęty, bo to trzeba mieć :)
"Trzeba mieć" ;) skąd ja to znam. Kiedyś już nieżyjący Dziadek chciał nas uszczęśliwić TV. Nie mógł zrozumieć, że TV nie mamy z biedy, tylko z wyboru.
Usuń- nie macie kwiatków w mieszkaniu??? o_O nie mógłbym tak, nawet z zielenią za szybami.
OdpowiedzUsuń- waga łazienkowa to sprzęt całkowicie dla mnie zbędny...
- paradne nakrycia stołowe (np. waza do zupy z pięknymi malunkami) uważam za słitaśne
- a teraz podchwytliwe: czy didgeridoo nie podpada pod kategorię bibeloty?
ja niestety jestem zbieraczem, i to w dodatku z tych nieuporządkowanych, co przyprawia mnie czasami o furię (gdy próbuję znaleźć coś w 4 szufladach drobiazgów typu podklejacze pod meble, stara "kropelka", stare pocztówki, miarka, pinezki, stare zapalniczki, pocztówki do wysłania z jakiegoś wyjazdu sprzed 3 lat itp). I to jest chyba rodzinne - pamiętam, jak podziwiałem twoich rodziców, że mają chyba połowę tych śmieci co moi, z dziećmi widać potoczyło się podobnie... Ale chyba ogólny trend jest taki, że następne pokolenia mniej chomikują - bo więcej rzeczy wyrzuca się i kupuje nowe zamiast naprawiać, bo więcej rzeczy jest dostępne publicznie (wagi na siłowni).
Lysy
Cóż za krzyżowy ogień pytań!!! Po kolei:
Usuń- kwiatki to zło, koszmar i trauma z dzieciństwa, zło, zło, zło, nienawidzę kwiatków, żadnych kwiatków (nieśmiałe próby znajomych obdarowania nas niegdyś kwiatkami skończyły się tak: jeden kwiatek usechł, drugi kwiatek usechł, a potem został podlany i zgnił),
- waga przydaje się do ważenia różnych rzeczy, niekoniecznie własnej osoby, a siłownia to miejsce, które omijam szerokim łukiem, bo jak wiele razy podkreślałam zwłaszcza na moim sportowym blogu, sport w pomieszczeniu zupełnie mnie nie kręci :),
- zgodzę się, że waza do zupy to cudowny gadżet - przywołuje w trybie natychmiastowym wspomnienia ze słonecznych wczasów FWP, na przykład w Kretowinach, a więc pełen pozytyw! niestety zajmuje też cholernie dużo miejsca ;)
- didgeridoo jest instrumentem, bo na nim gram, gdybym nie grała, to faktycznie byłby to bibelot ;)
Moi rodzice mają mało rzeczy - to się ubawiłam! Pozdrawiam i jak będziesz robił zupę w wazie, to może byś zaprosił?
Kwiatki doniczkowe! Senny koszmar i samo zlo.
UsuńPotwierdzam :-) Po pierwsze, mam ziemna fobie. Po drugie, czesto bol zebow od formatu i kolorow wyszczerbionych doniczek (lub innych opakowan), w ktorych roslinnosc domowa trzymaja ludzie :-)
Firankom tez mowimy precz.
Probuje, nieudolnie brnac w minimalizm, ale lubie tez rzeczy z kategorii 'quirky' wynajdowane w sklepach Armii Zbawienia, czy cudzych strychach. Jedna reka zbieram, druga oddaje :-)
niestety, nie mam wazy do zupy :( zresztą nawet jakbym miał tyle miejsca w domu, to jest to jeden z mniej praktycznych bibelotów, którego pewnie i tak bym nie używał - przelewać zupę z garnka do wazy, po to żeby za ok 30 sekund przelać ją na talerze... mój praktyczny umysł trochę tego nie ogarnia.
Usuńno i trochę musiałbym pokombinować w przepisach, żeby móc cię ugościć - jednak zazwyczaj nieodzownym składnikiem każdej robionej przeze mnie zupy jest wywar z mięsa i włoszczyzny. wczoraj i przedwczoraj wieczorami robiłem zupkę tom yum, z przepysznym aromatem kolendry i trawy cytrynowej, plus kurczak i parę krewetek do smaku. Pyszota! A pomyśleć, że do smaku i zapachu trawy cytrynowej musiałem przekonywać się dość długo.
aha, jeszcze apropos firanek, to takie retro z lat 70-80 zaczęło mi się podobać ostatnio ;)
Pozdr - Łysy
haha, dostałam od rodziców wyprawkę na nowe mieszkanie :-) sporą część już oddałam :-)
OdpowiedzUsuńNie dostałam wyprawki, ale parę rzeczy przydało się. Na przykład sztućce z zapasów rodziców (w świetle powyższego wpisu okazuje się, że musiał być to już 3. lub 4. komplet!) albo ściereczki lniane od babci - niesamowicie mocne, takich już teraz się nie kupi. Z drugiej strony trzeba to zrozumieć - w czasach, kiedy dorastałam i jeszcze nie w głowie mi było kupowanie sprzętów do mieszkania, półki w sklepach zapełniała pustka i podobno ocet. Rodzice albo dziadkowie kupowali różne rzeczy z myślą o takich wyprawkach. Kto mógł wiedzieć, że wygląd sklepowych półek tak bardzo się zmieni. ;)
UsuńBardzo frasujący post - sama zaczęłam się zastanawiać... ;)
OdpowiedzUsuńTeż nienawidzę zestawów pt. firanki i zasłony oraz kwiatków, chociaż niektóre z nich - podobno - oczyszczają powietrze, np (brrr) paprotki.
A lokówka to mus to mus każdej mamusi - wiadomo ;)
Pozdrawiam
Z tym rzekomym oczyszczaniem powietrza - zawsze się zastanawiałam, czy nie skuteczniej otworzyć okno? ;)
UsuńZamawiam kolejny post z cyklu "W okowach materialnej kultury". Tym razem na temat materialnej spuścizny po naszych poprzednikach w pracy, pokoju biurowym, magazynie słuzbowym itp. Właśnie zakończyłem odgruzowywanie pokoju w pracy (36m2): pozbyłem się dwóch biurek, rozpadającej sie szafki na kółkach, popsutego fotela biurowego, archaicznego skanera i kilkunastu kg tzw. materiałów naukowych. W kolejce czeka muzealny zestaw laboratoryjny. Uff, ktoś ma podobne doświadczenia?
OdpowiedzUsuńTy jeszcze w pracy? Dziś piątek ;) wracaj do domu, bo głodnam.
UsuńEch, nie pisałam tego w pierwszym komentarzu, ale jak to tak? Bez kwiatków? Ja mam mnóstwo i staram sie hamować, żeby już nie nabywać więcej, tylko dbać o te, co mam. To mój substytut ogrodu w centrum betonowego miasta. Nie wyobrażam sobie życia w mieszkaniu bez choćby skrawka zieleni. A doniczek wyszczerbionych nie posiadam. Same białe gładkie ceramiczne osłonki :)
OdpowiedzUsuńNie przypuszczałam, że to kwiatki wywołają tyle emocji. Lubię rośliny, zwłaszcza te, które da się zjeść, lubię las, łąkę, zrobić zielnik, zrobić roślinom fotki makro, znam dziesiątki gatunków, ale miejsce roślin jest poza naszą norką, zdecydowanie i nieodwołalnie. ;)
UsuńA u nas natomiast zamiast kwiatków są zioła, zamiast telewizora góra gier planszowych, zamiast maszyny do szycia dwa duże stoły do rysowania, zamiast zastaw stołowych na co dzień i od święta jest zbiór przypadkowych talerzy, zamiast oddzielnych łóżek jedno duże, zamiast krzyżyka szklane serce. Wałek do ciasta posiada on, a scyzoryk ja - u rodziców wiadomo odwrotnie ;)
OdpowiedzUsuńZioła są ok! (Zioła nie należą do kategorii kwiatków)
UsuńJa zas mam jeszcze kilka scierek z posagu i zestaw posrebrzanych sztuccow. Reszte "wydalam" lub sie zuzyly.
OdpowiedzUsuńJa rowniez dorastalam w czasach gdy w sklepach niewiele mozna bylo dostac i rodzice wiele energii wlozyli by zebrac taka wyprawke.
Dosc jednak mialam trzymania wszystkiego w wersji codziennej i od swieta. Zlikwidowalam wiec nadmiar i od kilku lat uzywam na codzien owych posrebrzanych sztuccow i porcelany. Obdzielilam nimi nawet dwa mieszkania. Poczatkowo moja mama byla bardzo niezadowolona, ale zaczelam powoli wykladac jej swe poglady i - o dziwo - pojela o co mi chodzi. Niedawno podarowalam jej "Sztuke prostoty" Dominique Loreau ... widze juz pierwsze skutki (3 worki ubran do oddania, kieliszki, buty itp). Jak na moja mame, to po prostu rewolucja...
Ciekawe jak bedzie wygladac jej mieszkanie, gdy pojade doi niej w pazdzierniku z wizyta :)
Milego niedzielnego popoludnia
Nika
Moi rodzice zmienili ostatnio regał (meblościankę) na mniejszy o połowę. Gdzie teraz wszystko trzymają - nie mam pojęcia, bo jeszcze u nich nie byłam. ;) A co do używania pięknych rzeczy na co dzień - robię tak samo. I ubrania, i nieliczne przedmioty użytkowe.
Usuńurosłaś:) wciąż pięknie piszesz a ja uwielbiam Cię czytać;
OdpowiedzUsuńmyślę o moim domu... dziś jest, w lesie, z poddaszem, spełniło się marzenie, z 8 piętra na ziemię; co zabrałam z domu rodzinnego? - kiedy wyszłam z niego 10 lat temu wzięłam książki, stare listy miłosne i kilka ubrań; rzeczy niezbedne do życia codziennego dostaliśmy w prezencie - garnki 1 kpl. /starcza do dziś/, sztućce 1kpl., talerzy sztuk 6 i mikser, toster, patelnię i jeszcze żelazko, ale ja nie cierpię prasować... moja kochana mama ma chyba sto kompletów pościeli - ja dwa :) kwiatki kocham, ale u mojej mamy rosną lepiej - ja ciągle muszę kupować nowe; TV nie ma, Ulka mnie zaraziła tym rozwiązaniem; są dzieci, domowe obiady i wspaniały mąż ... taki jest mój dom w józefowie, aniaw.
Dziękuję Ci bardzo za miłe słowa. Może w końcu uda się spotkać? :)
UsuńMam, potrzebuję i na codzień używam: Lodówkę, pralkę, łóżko, szafę i trochę ubrań w środku, komputer, internet, telewizor, komórkę, rozmaity sprzęt sportowy, miskę dla kota i samochód.
OdpowiedzUsuńBez całej reszty spokojnie mógłbym się obejść. Ale mam jeszcze mnóstwo innych rzeczy, które w dużej części leżą zapakowane w kartonach od przeprowadzki kilka lat temu. Lubię gromadzić, nie lubię wyrzucać. Uwielbiam durnostojki, dyplomy, numery startowe i inne trofea z zawodów. Tonę w masie niepotrzebnych rzeczy.
Oj Bartek, Bartek :) życzę Ci w każdym razie, żeby wygranych było wiele - pucharów niekoniecznie. A mapy z zawodów to i my trzymamy! Musowo!
UsuńCzego nie mam (nie miałam lub się pozbyłam), a było w domu rodzinnym:
OdpowiedzUsuńtelewizor, zmywarka, wolnostojąca zamrażarka, telefon stacjonarny, zasłony, tradycyjne firanki. To tak na pierwszy rzut oka, z drobniejszych rzeczy na pewno jeszcze by się długa lista uzbierała.
Niestety również odziedziczyłam potrzebę chomikowania, na szczęście o niebo słabszą, niż mają rodzice.