Strony

środa, 9 grudnia 2009

Świąteczny big wall


(Podobno Zimowy Konkurs okazał się trudny. Wychodząc więc naprzeciw tym, którzy mimo to spróbują odgadnąć cóż to za tajemniczy przedmiot, zamieszczam trzeci i OSTATNI z tekstów-podpowiedzi. Jedno ze słów użytych w tekście pojawia się także w nazwie konkursowego przedmiotu. Dodam, że to słowo kluczowe, a poza tym trzeba dodać jeszcze jeden przyimek. Teraz powinno być z górki. Powodzenia!)

Wielkimi krokami zbliżały się święta. Niektóre leśne zwierzęta czyniły radosne przygotowania, a inne w tym czasie ciężko pracowały, tak to już bywa na świecie. Małyjeż, który pochodził z bardzo biednej rodziny jeży (wszystkie jeże są biedne), pomagał swojemu starszemu bratu Ostrzakowi. Całymi dniami wędrowali po lesie, dostarczając do norek różne przesyłki, gdyż pracowali jako kurierzy. Ostrzak nosił większe paczki, a mniejsze wrzucał na grzbiet młodszego braciszka. Tak jakoś dzielili się robotą i razem dawali radę, pomimo że śnieg padał i padał, i wciąż na nowo zasypywał ich dróżki.

Pewnego dnia skończyli o 20.00, wcześniej niż zwykle, aby wybrać się na świąteczny jarmark na rozległej leśnej polanie. Czegóż tam nie było! Bobry, dzięcioły, korniki, żuki gnojarze, pszczoły - każdy oferował to, co robił przez cały rok i teraz można było kupić naprawdę niesamowite rzeczy. Oczywiście jeży nie było na nic stać, ale mogli przynajmniej popatrzeć za darmo. Bobry przyniosły huśtawki i karuzele z wierzbowych gałęzi, korniki handlowały guzikami, wiewiórki sprzedawały czekoladowe łosie i prażoną buczynę, a dzięcioły... dzięcioły miały coś, na widok czego Małemujeżowi zaświeciły się oczy i stanął z rozdziawionym pyszczkiem, niezdolny nawet wyrazić swego zachwytu. Na wprost niego wznosiła się olbrzymia, wyciosana z jednego kawałka drewna rakieta kosmiczna, w której siedzieli udatnie wystrugani bohaterowie dobranocki "Dziki w kosmosie"! Małyjeż tkwił przed straganem jak zaczarowany. Oddałby wszystko za taką rakietę! Był jeszcze tak mały, że mógłby wchodzić do środka i siedzieć za pulpitem sterowniczym obok kapitana statku! Jednak Ostrzak się niecierpliwił, zmęczony po całym dniu biegania po lesie, w końcu odciągnął braciszka i zabrał do domu. Małyjeż był bardzo smutny, tym smutniejszy, im bliżej było choinki. Wiedział, że rakiety na pewno pod nią nie znajdzie...

Nareszcie nadszedł długo oczekiwany dzień. Liczna rodzina jeży zasiadła do swojej skromnej kolacji, a na malutkiej choince zrobionej ze świerkowej gałązki wisiały kawałki włóczek, kilka zasuszonych jabłek i kolorowe nasiona trzmieliny. Małyjeż mimo wszystko był ciekawy, czy dostanie jakiś prezent, i czy będą to jak zwykle wełniane skarpetki. Jakież było jego zdziwienie, gdy przeznaczony dla niego pakunek okazał się dość ciężki, pomimo małych rozmiarów! Z niecierpliwością rozwinął papier i po chwili trzymał w łapce cudaczne przedmioty - zakrzywione metalowe kolce, do których przymocowano paski i sprzączki. Oprócz tego paczka zawierała kolorowy balonik. Nie miał zielonego pojęcia, do czego mógłby służyć ten zestaw! Na widok miny Małegojeża Ostrzak roześmiał się. "Jeszcze trochę cierpliwości, mój mały! Wkrótce wszystkiego się dowiesz." Nie pozwolił mu też na razie nadmuchać balonika. Małyjeż smętnie zwiesił głowę, więc Tatojeż zaintonował pierwszą z tradycyjnych jeżowych pieśni, które można śpiewać i śpiewać, choćby i do rana.

Jednak Ostrzak miał zupełnie inny plan niż rodzinne biesiadowanie. Mrugnął na braciszka, by poszedł za nim. Małyjeż, niezwykle zaintrygowany, wymknął się z norki, zabrawszy swój dziwny prezent i poszli w ciemny las, oświetlony tylko gdzieniegdzie przez niewielkie ogniska, które rozpaliły leśne myszy. Ostrzak niósł na plecach jakiś tobołek. Kiedy doszli pod najwyższą sosnę rosnącą w lesie, wszystko się wyjaśniło. "To drzewołazy, mój mały! Dzięki nim będziemy mogli wdrapać się na każde drzewo, jak wiewiórki!". Małyjeż, naśladując we wszystkim brata, przywdział swoje drzewołazy i opasał się liną, której drugi koniec zawiązał w pasie Ostrzak. Rozpoczęli wspinaczkę.

Noc nie była ani bardzo ciemna, ani bardzo jasna. Jeże świetnie widzą po ciemku, więc nocna wspinaczka nie sprawiała im kłopotu. Prowadził oczywiście Ostrzak, wynajdując odpowiednie szczeliny w korze, by dało się klinować metalowe kolce. Czasem musiał czekać na Małegojeża, który sapał i sapał, ale dzielnie napierał do góry. Gdy dotarli do pierwszych bocznych konarów, usiedli by przekąsić suszone jabłka zabrane z norki, tradycyjnego jeżowego liofa. Powoli zaczynało się rozwidniać. Obok nich bezszelestnie przefrunęła nieco zdziwiona sowa i tylko pokręciła głową na sowi sposób. "Co też ta młodzież dzisiaj wyczynia! Widział to kto? Jeże na drzewie!". Oni jednak nie zwrócili na nią uwagi, pochłonięci pokonywaniem grawitacji. Teraz wspinało się łatwiej, bo co i rusz pojawiały się boczne gałęzie, na których można było odpocząć. Mijały kolejne metry, gałązki robiły się coraz cieńsze i cieńsze, aż wreszcie...

... aż wreszcie dotarli na sam wierzchołek! Słońce właśnie wschodziło, złocąc czubki drzew, a niebo różowiło się jak jarmarczny lizak. Pod nimi leżała cała kraina - przysypane śniegiem ostępy, które codziennie przemierzali wzdłuż i wszerz, małe polanki i wijąca się rzeka z bobrowymi żeremiami. Małyjeż zaniemówił z wrażenia! Żaden jeż z ich lasu nigdy nie widział czegoś podobnego! To było lepsze niż drewniana rakieta, lepsze niż figurki dzików, niż cokolwiek, co mógł sobie wyobrazić. A przecież nie był to jeszcze koniec przygody! Teraz trzeba było dostać się z powrotem na dół. Balonik! Nagle Małyjeż przypomniał sobie o tym kolorowym kawałku gumy, który niósł w kieszeni. Ostrzak wyjął drugi - trochę większy. Nadmuchali obydwa i na "trzy, cztery" sfrunęli, wolno szybując, prosto pod drzwi swojej norki, w samą porę, by dostać talerz pysznej świątecznej owsianki, którą przygotowała ich Mama.

Małyjeż i Ostrzak odbyli potem niejedną wspólną wspinaczkę na rozmaite leśne drzewa, zimą i latem, w dzień i w nocy, i przeżyli mnóstwo przygód. Spotkali groźne kuny, a nawet rosomaka z dalekiej krainy, uratowali małą wiewiórkę, zdobyli wielką sławę i napisali książkę, ale to już zupełnie inna opowieść.

4 komentarze:

  1. Ale ładna bajka! Najładniejsza z tych, które do tej pory opublikowałaś. Może opiszesz kiedyś dalsze przygody Jeżowego klanu? :)

    PS. A Mamajeż i Tatajeż nie mieli nic przeciwko, że małe jeże tak po nocy szwędają się nie wiadomo gdzie? ;) .

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję! Ostrzak był już duży - chodził przecież do pracy ;) i robił co chciał. A mały braciszek był przy nim jak widać całkiem bezpieczny i co więcej - poznawał świat.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeż + balonik = bezpieczne ???:)

    OdpowiedzUsuń
  4. A sporty ekstremalne są bezpieczne? ;) Tak zwane pojęcie względne. Na przykład w górach rzadko cegły spadają na głowę...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Ze względu na intensywne ataki spamerskie komentarze tylko z kont Google. Przepraszam za utrudnienia.