Strony

sobota, 30 maja 2015

Energia prostego domu

Każdemu z nas zdarza się taki dzień, kiedy musi pędzić z zegarkiem w ręku. Dla niektórych z nas to chleb powszedni, dla innych niecodzienne i niekomfortowe nagromadzenie spraw do załatwienia, spotkań, obowiązków. Kiedy wracam do domu po takim dniu, tym bardziej doceniam pracę, którą od paru lat wkładam w to, żeby był miejscem przyjaznym, przestronnym, niezagraconym, ale też w pewien sposób dostatnim.


Nasze mieszkanie jest małe. Siłą rzeczy nie wymaga wielkich porządków, trudno w nim coś naprawdę zgubić. Łatwo można zajrzeć na półki z zapasami i określić, czy nie trzeba kupić mydła albo płatków owsianych. Doceniam drobne nawyki, które kiedyś bym wyśmiała, takie jak wykorzystywanie czasu, gdy gotuje się woda, na ogarnięcie zlewu w kuchni albo rozpakowywanie od razu zakupów i układanie w szafce/lodówce (tak zwane jednominutowe prace). Cieszę się z naszego praktycznego podejścia, które podpowiada zakup ubrań nadających się do wspólnego prania w pralce, albo trwałych, prawie bezobsługowych butów. Nie załamuję rąk, gdy ktoś nie odda pożyczonej książki, bo nie czuję do nich takiego przywiązania, jak kiedyś. Przestałam też cokolwiek kolekcjonować. To i wiele innych - wszystko to puzzle, z których układa się proste życie, nie obarczone koniecznością nadmiernego dbania o przedmioty, sprawy. Większość z nich ma źródło w głowie, być może w mniejszych potrzebach ciała, ale na pewno nie w portfelu (zamożność nie jest automatycznie równoznaczna z dobrostanem, ale to temat na osobny wpis).

Wracając do profitów prostego domu i życia. Dom nie powinien odbierać energii, tylko ją dawać. Coś jest w tym, że pusta przestrzeń daje więcej energii i sprzyja odpoczynkowi. Nie chcę tu powielać peanów na cześć „wielkich, pustych przestrzeni”, o których pisała Dominique Loreau (choć mam je w pamięci). Nie zwykłam też pisać wyssanych z palca dyrdymałów. Tekst, który czytacie powstał pewnego dnia pod wpływem doświadczenia, gdy po trzech godzinach snu, dwóch spotkaniach, wielu kilometrach za kółkiem i milionach telefonów (bywa i tak w życiu freelancera...), wróciłam do domu, w którym nie czekały na mnie żadne przykre prace, a w lodówce było trochę jedzenia. Tylko tyle i aż tyle!

PS. Zdjęcie z podróży. Wiadomo, czerwony = energia!

8 komentarzy:

  1. Energia domu jest moim zdaniem też zależna od ludzi, którzy go tworzą. Bardziej emocjonalnego podejścia brakuje mi w postrzeganiu Dominique Loreau. Poza tym mam wrażenie, ze stabilny emocjonalnie dom, czyli właśnie niezagracony, nieprzytłoczony i niewołający cały czas o uwagę, pomaga w wyhamowaniu emocjonalnym i wyciszeniu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miejsce niezagracone, ale w pewien sposób dostatnie. Brzmi świetnie, do tego chyba dążę, ale jeszcze sporo pracy przede mną. Żeby mieszkanie dawało mi energię, a nie ją zabierało, tak właśnie. Poproszę o info gdzie dostałaś trwałe i bezobsługowe buty:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znalazłam firmę, która mi odpowiada, a jej buty wystarczają na kilka lat intensywnego chodzenia (jak idę do naszego miasta powiatowego po sprawunki to robię za każdym razem 8-10 km). Kupuję przez internet, bo znam numerację. Buty są z grubej skóry i na kauczukowej podeszwie (z recyklingu), produkowane w Hiszpanii. Wyrzuty sumienia, że 1) skóra 2) niewyprodukowane w Polsce - rozgrzeszam po prostu rzadkimi zakupami.

      Usuń
    2. Moglabyś podać namiar na tą firmę?

      Usuń
    3. Tylko mailowo, nie chcę robić z bloga tablicy reklamowej. Ogólne zasady, którymi kieruję się wybierając buty "miejskie" - gruba, dobra jakościowo, ale miękka skóra, tylko licowa (zamsz jest ładny przez pierwsze 3 dni...), kolory intensywne lub ciemne, jak najmniej zakamarków trudnych do czyszczenia i pastowania - czyli jak najprostsza forma, podeszwa nieco grubsza (mniej się brudzą), buty szyte, skórzana wyściółka (dobra dla stopy), możliwość wyjmowania wkładek w półbutach.

      Usuń
    4. Kochana, ty piszesz o tych butach, jak ja o domu ;) O domu zresztą też tak piszesz. Cieszę się bardzo, że nie jestem odosobniona w tym swoim analizowaniu.

      Usuń
  3. Mnie spodobała się myśl podchwycona gdzieś na minimalistycznych blogach, która mówiła, że mały dom = mało sprzątania :) Dlatego zrozumiałem, iż chęć posiadania olbrzymiej chaty niekoniecznie jest dobrym pomysłem. Małe mieszkanko, lub mały domek - ciaśniej, ale przytulniej i na pewno bardziej rodzinnie!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Ze względu na intensywne ataki spamerskie komentarze tylko z kont Google. Przepraszam za utrudnienia.