Strony

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Wilk o minimalizmie

Witajcie po dłuższej przerwie! Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że bardzo intensywnie działałam na drugim blogu. Zanim znowu wpadnę w rytm blogowania, powracam do jednego ze swoich pomysłów - wynotowywania z różnych lektur inspirujących cytatów, głównie o minimalizmie, prostocie i wolności.

Ostatnio zaczytuję się w prozie Mariusza Wilka, który sam określa się raczej włóczęgą niż podróżnikiem. Jego słowa poruszają we mnie jakąś strunę - może dlatego, że w Rosji bywałam, także w miejscach, które opisał i zawsze będę do nich tęsknić. Poniższy fragment dotyczy przymusowego osiedlania kolskich Saamów (Loparów, Lapończyków) w miastach.


„W ostatnim numerze miesięcznika znalazłem interesujące rozważania historyka Nikołaja Płużnikowa o współczesnym koczownictwie. Autor stawia tezę, że wraz z odejściem państwa z północy i przychodem tu rynku tutejsze narody powrócą do dawnego sposobu życia, to znaczy znowu wyjdą na koczowne tropy. Albowiem prawom rynku - zdaniem Płużnikowa - podporządkowują się jedynie ludy osiadłe, dla nich gromadzenie rzeczy jest kwestią wygody i prestiżu, natomiast dla tych, co drogę mają w genach, nadmiar rzeczy staje się balastem. Płużnikow daje przykład nomadów, którzy w zależności od sezonu zostawiają w tundrze przedmioty nieprzydatne w danej porze roku. Bo nomada nade wszystko ceni sobie swobodę przemieszczania się.
(...)
Dary tworzą rabów - powiada przysłowie Inuitów - jak baty psy.
Weźmy dla przykładu mieszkanie. Niby jest w nim ciepła woda, gaz i kibel się spłukuje. Płużnikow pisze, że dawniej koczownicy zmuszeni z jakiś przyczyn do osiadłego życia co pewien czas przenosili swój czum, choćby o parę metrów, aby 'odświeżyć powietrze'. Bo czuli, jak myśli i emocje przeżyte w jednym miejscu zagęszczają się i tworzą osad, który z wolna zaczyna ugniatać psychicznie, wywołując rozdrażnienie i kłótnie w rodzinie. Ale przecież sylikatowego bloku przenieść się nie da. Nie dziw, że się w nich wieszali.”

Podkreślenie moje. Byliśmy z Sahibem w Łowozierze w 2005 roku. Miejsce piękne, ale atmosfera momentami przygnębiająca... Polecam lekturę!

Notka bibliograficzna: Mariusz Wilk „Dziennik Północny. Tropami rena”, wyd. Noir sur Blanc, 2007.

5 komentarzy:

  1. z jednej strony coś uwodzącego jest w tej swobodzie - ale w czasach dzisiejszych nie ma się gdzie i jak przemieszczać

    chyba, że chcesz żyć na krawędzi społeczeństwa

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za zwrócenie uwagi na tą książkę :)
    Akurat przytoczony fragment przemówił do mnie na tyle, że czuję, że muszę przeczytać tą książkę.
    Minimalizm jest też mi bardzo bliski, ponieważ nienawidzę gromadzić rzeczy na zasadzie "może się przyda" i w sumie też taki koczowanie nie jest mi obce.
    I jest to możliwe w dzisiejszych czasach, chociaż na innych zasadach niż dawniej. Przecież dziś żyjemy w takich czasach, że rano możemy sprzedać cały dobytek, a wieczorem kłaść się spać w nowym mieszkaniu z widokiem na wieże Eiffla. Jest to trochę przerysowane, ale możliwe.
    Nieraz już, gdy czułem, że "trzeba się przewietrzyć" wrzucałem niezbędne graty do plecaka i jechałem w jakiś regon polski, nawet, gdy jedyny nocleg, jaki był możliwy podczas zwiedzania był w pociągu.

    Dziki
    (Bartek z RDS ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Oszczędzanie :) O tym, ze jest się gdzie przemieszczać, świadczą takie życiorysy jak cytowanego autora. Nie mówiąc o tym, że ciągle jest wiele miejsc na świecie, w których ludzie praktykują koczowniczy lub pół-koczowniczy tryb życia. XX wiek przyniósł wiele zmian w tym zakresie, wiele społeczności, które do tej pory były koczownicze, zmuszono lub zachęcono do osiedlenia się. Podniosło to ich pozorny poziom życia, ale wpłynęło też negatywnie na relacje społeczne, poczucie przynależności, kultywowanie tradycji duchowych, nawet zdrowie (np. otyłość wśród Indian lub Inuitów). To szeroki temat i nie chciałabym się tutaj za bardzo rozpisywać.

    Natomiast jeśli chodzi o współczesną odmianę nomadyzmu na Zachodzie, to oczywiście nie jest to ganianie ze stadem reniferów po tundrze. To raczej ciągłe zmiany miejsc życia, pracy, często nie tylko między miastami, ale państwami czy kontynentami. Akurat w ostatnim czasie sporo moich znajomych prowadziło w jakiś sposób wędrowne życie. Byli to na przykład koledzy żyjący pomiędzy kolejnymi stypendiami/stażami, pracą za granicą i prywatnymi wyprawami. Jako przykład niech posłuży wypowiedź mojego znajomego Kuby.
    Potwierdza to również wypowiedź Bartka - w wielu ludziach jest ta potrzeba oderwania się. A jeśli chodzi o książki Wilka, to przeczytałam jeszcze "Wołokę" - śmiało mogę polecić, w tej chwili zaczęłam "Lotem gęsi".

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też, przynajmniej raz na pół roku, "odświeżam" powietrze. Musze coś przestawić w domu, szafkę z tego miejsca w inne albo zmienić ustawienie lampy. Może gdzieś tam tkwi jakiś recesywny gen koczowniczy...
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przestawiam w kuchni różne rzeczy... Tylko Sahib potem narzeka, że nic znaleźć nie może. :)

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Ze względu na intensywne ataki spamerskie komentarze tylko z kont Google. Przepraszam za utrudnienia.