Strony

piątek, 20 listopada 2009

Pochwała swobody




Słaby ze mnie biegacz, leniwy i niesystematyczny. Wciąż na bieganie narzekam, wynajduję setki powodów, by nie trenować - a to późno i ciemno, a to deszcz pada, a to praca, a to brak towarzystwa, a to chodniki za twarde itd. itd. Co śmieszne, po kilku kilometrach zwykle zaczyna mi się podobać, znajduję jakiś naturalny, niewymuszony rytm. I na przekór swojemu lenistwu bardzo chcę zostać biegaczem. A moje najlepsze tegoroczne wspomnienia wiążą się właśnie z bieganiem, a nie rowerem.

W tym sezonie (który w przeciwieństwie do wszystkich normalnych ludzi zaczynam w listopadzie, gdy kończy się rower) postanowiłam przyłożyć się do biegania. Za namową bardziej doświadczonych, pracowitszych kolegów, ożywiłam zatem pulsometr, wygrany rok temu na naszych gminnych zawodach. Od roku leżał w szufladzie, bo z początku podejrzewałam go o uporczywą niechęć do współpracy. W każdym razie nie umiał wykazać, że mam serce.

Tym razem próba wypadła pomyślnie. Okazało się nie tylko, że mam serce, ale nawet mam tętno! I zaczęła się magia cyferek, a raczej dziwne uzależnienie od spoglądania na wyświetlacz. I co? Co mi to dało? I nic. Nie umiem się do tego nijak odnieść. Nie wiem, czy się obijam, czy biegnę za mocno (raczej to pierwsze). I rzecz całkiem prozaiczna - ten kawałek plastiku wbijający się w mostek jest po prostu niewygodny. Wielka "cebula" na nadgarstku - również. Pomimo że to raczej damski model, na co wskazuje jego obleśnie błękitny kolor.

Chyba jestem biegową minimalistką. Przeszkadza mi wszystko, co zbędne. Przeczytałam gdzieś kiedyś, że my kobiety zabieramy na treningi niezliczoną ilość rzeczy, dlatego projektuje się dla nas ubrania z wielką liczbą kieszonek, zachęca do kupna nerek, plecaczków czy pasów biegowych. A ja? Biorę ze sobą dwa niezbędne klucze do domu i to wszystko. Nocą czasami czołówkę. Nie biorę zbyt ciepłych ubrań, żadnych zegarków, stoperów, telefonów, gps-ów, mp3-jek, a wodę tylko latem.*

Tak samo jak nie umiem przekonać się do nurkowania z akwalungiem, bo nie ma nic cudowniejszego od swobodnego unoszenia się w wodzie, tak samo pozostanę chyba biegaczem swobodnym, kontynuując "run for fun", któremu oddawałam się od samego początku. Na koniec jesienne haiku, które przyplątało się na jednej z pobiegawek:

szalik na wietrze
myśli rozwiewa
wczorajsze frędzle

* Oczywiście daleko mi jeszcze do minimalizmu tych golasów, co biegają po Stalowej Woli u Hiubiego.

4 komentarze:

  1. Też lubię w bieganiu minimalizm. Żadnych pulsometrow, żadnych mp3. Dziś w krzaczorach widziałem sarny. Z mp3-jką nie usłyszałbym ich, nie popatrzyłbym w tamtą stronę. Używam tylko stopera aby kontrolować tempo i to wystarczy.
    Natomiast korzystam z pulsometru na rowerze. Od niedawna, dopiero od zeszłej zimy. I dzięki niemu dowiedzialem się paru nowych rzeczy o sobie i swoim organizmie. natomiast w bieganiu- choć dla wielu to herezja, jest mi zupelnie niepotzrebny.
    A co do golasa- to chyba najsłynniejszy w tym roku stalowolanin. podobno dzięki tej akcji wygrał zaklad o 500 złotych. Uczciwie na tę kasę zapracowal :)
    Hiu

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczyt minimalizmu, choć nie w sposób zamierzony, osiągnął też główny bohater filmu "Atanarjuat - The Fast Runner". Niesamowita i dość długa scena, w której Inuita biegnie boso po śniegu - a gonią go trzej źli ludzie, którzy chcą go zaciukać. Czy go dogonią - nie zdradzę, a film gorąco polecam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem Ci Ula że mnie też ta forma techno - biegacza (to określenie to mój wymysł) nieco przeszkadza. Zwłaszcza zimą kiedy muszę pilnować by się odpowiednio opancerzyć, nie mocno i nie za słabo. Zegarek, do tego czołówka i jeszcze nerka z wodą, kluczami i batonem. I chusteczki jeszcze. Tak wychodzę z domu przez 15 cennych minut.

    Próbuje to ograniczać i przynajmniej część treningów biegać swobodniej. Zwłaszcza zimą jest to możliwe. Dziś poszedłem biegać z czołówką i nerką ale bez zegarka. Pierwszy krok jest :)

    A nurkowanie z "akwalungiem" mimo wszystko polecam (jest ciężki tylko na powierzchni). Na bezdechu tak długo i tak głęboko nie pozwiedzasz podwodnego świata :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę biegasz z batonem? Ale to chyba jakieś dłuższe akcje?
    hm, do nurkowania nie przekonałam się pewnie dlatego, że ubrali mnie w piankę o 30 cm za długą ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Ze względu na intensywne ataki spamerskie komentarze tylko z kont Google. Przepraszam za utrudnienia.