Strony

czwartek, 16 czerwca 2016

O śmieciach

Czy zastanawiasz się czasem, co dzieje się z rzeczami, które wyrzucasz? Dokąd trafiają, jak szybko ulegają rozkładowi? Czy są spalane, składowane, a może powtórnie wykorzystywane?

Przyznam, że od paru dni mam w głowie bezustanny festiwal takich pytań. I obrzydzenie do plastikowych torebek. Prawie nakrzyczałam na bogu-ducha-winną właścicielkę warzywniaka, która próbowała wcisnąć wybraną przeze mnie kiść bananów w niepotrzebną foliówkę...


Wszystko zaczęło się w zeszłym tygodniu. Spędzaliśmy czas na wsi. Postanowiliśmy uporać się ze starą stertą kompostową, założoną jeszcze przez Dziadków, która była nieustannie rozkopywana przez dziki. Przenieść w inne miejsce, ogrodzić, trochę przesiać... Okazało się, że to praca dla mrówek (albo dla mistrzów zen). Pod cienką warstwą faktycznego kompostu zalegała przemieszana warstwa śmieci, sprzed 20-30 lat! Czego tam nie było. Nylonowe rajstopy, kawałeczki folii, podeszwy (buty musiały ulec rozkładowi), folia, jeszcze więcej folii, ogrodnicze sznurki, dziurawe emaliowane kubki, nożyk kuchenny, a nawet - o zgrozo - opakowania lekarstw i rozpadające się baterie.

Dwa dni wygrzebywania plastiku ze zwałów ziemi, w pocie czoła, przy akompaniamencie komarów. Oto co zafundowali nam przodkowie. W małej skali, a jednak. A co my fundujemy kolejnym pokoleniom? Folia będzie zalegać w ziemi przez dziesięciolecia. Twardsze plastiki może nawet dłużej. Co z potłuczoną ceramiką, szkłem, fatalnymi poliestrowymi i akrylowymi ciuchami? Wyobraź sobie swój sweterek złachany, przesypany warstwami ziemi.

Wycieczka na wysypisko śmieci powinna być obowiązkowa w programie szkolnym. Serio. Zobaczyć coś na własne oczy, to zupełnie co innego niż słuchać edukacyjnych gadek o nadmiarze śmieci, recyclingu, segregacji odpadów.

Każda rzecz, której używasz, będzie kiedyś śmieciem. Twoje ubranie, krzesło, kubek, telefon, buty, pościel, długopisy... Może obroni się jakaś cenna biżuteria, może pojedyncze dzieła sztuki. Reszta prawdopodobnie po naszej śmierci hurtem trafi do kontenerów na śmieci. Nawet jeśli część rzeczy dostanie drugie życie, to tylko odwlecze o parę lat ich emeryturę na wysypisku. To smutne? Przygnębiające? Cóż, po prostu spójrzmy prawdzie w oczy. Im szybciej sobie to uświadomimy, tym lepiej.

Co możemy zrobić? Żyjemy w takiej rzeczywistości, w której bardzo trudno uniknąć pewnych tworzyw. Artykuły przemysłowe są masowe i produkowane według innych priorytetów niż ich poszanowanie środowiska. A może powinniśmy pomyśleć nad paradygmatami, na których opiera się współczesna (zachodnia) cywilizacja? Wygoda, sterylność, niska cena, moda, estetyka. Jak często kierujemy się nimi robiąc zakupy? A może plastik powinien być zarezerwowane tylko do celów medycznych albo naukowych? Potraficie wyobrazić sobie taki świat? Świat, w którym plastik przestaje być osiągnięciem cywilizacji, a staje się niechcianym gościem?

Spróbuj już jutro. Weź koszyk wiklinowy i idź na zakupy. Zapakuj je bezpośrednio do koszyka. Uwierz – nawet główka mokrej sałaty nie pozabija Ci innych produktów. Koszyk wyschnie bez problemu. Na czereśnie weź miskę albo pudełko (skoro już masz w domu plastikowe pudełka, to wykorzystuj wielokrotnie!). Nie kupuj nowego telefonu, niepotrzebnych długopisów, spinek do włosów, ciuchów, badziewia. Czy możemy inaczej głosować niż naszymi portfelami?

Zupełnie przypadkiem zgrałyśmy się tematycznie z Panią Strzelec. ;)

11 komentarzy:

  1. I za każdym razem, wynosząc śmieci z domu pomyśl, że ty to wszystko kupiłaś. Za pieniądze. Pracowałaś na to. Oddałaś swój czas.
    Poza tym nic dodać, nic ująć.
    Ręce opadają. A nasza zmiana działań to i tak tylko kropelka w oceanie wobec działań wielkich producentów. Trzeba dużo wiary, żeby uwierzyć, że ta kropla mogłaby wydrążyć skałę, ale może warto uwierzyć? I działać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę w te małe kroki. Może inny klient w warzywniaku zobaczy, że tak można, następnym razem zrobi to samo. Nawet duże firmy boją się bojkotu konsumenckiego.
      Tak ogólnie, to myślę, że zachłyśnięcie się zakupami mamy z Sahibem dawno za sobą. Urządzeń rozmaitych używamy, aż nie padną. Ręczniki mamy jeszcze z PRL od mamy. Talerze po dziadku Sahiba. Słoiki wykorzystujemy na dżemy. Ze słoikiem chodzę po kapustę kiszoną albo ogórki. Tym nie mniej ciągle za dużo żywności kupujemy opakowanej w plastik (np. kasza, ryż).

      Usuń
  2. Przypominam sobie czasy mojego dzieciństwa gdy reklamówka (zachodnia) była synonimem luksusu (potrafiono ją płukać aby wykorzystać ją ponownie), butelki plastikowe były nieosiągalne (wszystko sprzedawano w szklanych), nawet gazety nie były jednorazowe (wykorzystywano je jako źródło papieru opakowaniowego).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gazetami wykładało się kubeł na śmieci. Woreczki po mleku służyły jako śniadaniówka do szkoły. Zamiast podpasek była tylko wata. W długopisach wymieniło się wkłady. Nie wyrzucało się ubrań w dobrym stanie. Czasem myślę, że ta PRL-owska codzienność była bardzo eko - w sposób oczywiście niezamierzony.

      Usuń
  3. Niektórym ludziom z mojego pokolenia (1959) oszczędność pozostała we krwi:). Cóż z tego, jest nas chyba wciąż za mało.
    Mam malutki pensjonacik nad morzem. Widzę na co dzień, jak ludzie zaśmiecają środowisko. Serce krwawi. Z uroczej, rybackiej wsi moja miejscowość zamieniła się w jeden wielki chiński bazar.
    Dobrze, że mieszkam na uboczu, mam ogród, kompost (a jakże), permakulturę, słoiki do wielokrotnego użytku, rower częściej niż auto i tak dalej.
    Aha, powinnam nazywać się Recykling:) Szczególnie w kwestii przeróbek odzieży. Chyba jedyna w okolicy nie mam NIC sztucznego!No wystarczy samochwalenia, powiedzcie jak powiedzieć STOP niszczeniu natury?
    Pozdrawiam wszystkich ekomaniaków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ten komentarz! Takie słowa dają nadzieję. Jest nas więcej, tylko nie rzucamy się w oczy. ;)
      Dla mnie minimalizm idzie pięknie w parze z ekologią. Mniej kupowania, mniej zachcianek - mniej śmieci.

      Usuń
  4. A ja dziękuję za tego bloga:)
    I napuściłam na Ciebie koleżanki:)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Też wychowałam się w epoce szarego papieru pakowego i "reklamówek" - siatek, z siatki (czy dziś jeszcze ktoś używa pojęcia "siatka na zakupy"?), i niczego poza tym. Dzisiejsza "śmieciowa" cywilizacja przeraża mnie coraz bardziej. Mam poważne opory przed wyrzuceniem jakiegokolwiek plastiku, różne opakowania i reklamówki, która chcąc nie chcą czasami w domu się pojawią, gromadzę i wykorzystuję. Nawet torebki śniadaniowe wykorzystuję wielokrotnie, aż się nie podrą.
    Uważam, że cały szum wokół segregacji śmieci to zasłanianie innego problemu - jednorazowości wszystkiego. Bo zamiast teraz wymyślać sposoby na segregację i utylizację, lepiej by było wypuszczać na rynek rzeczy trwałe i wielorazowego użytku. Ale, wiadomo: pieniądze i marketing, więc zamiast części zamiennych produkuje się nowe AGD i sprzedaje w hurtowych ilościach z trwałością coraz krótszą. A mi naprawdę wystarczyłaby jedna lodówka na całe życie ... Smutne to trochę, że pieniądz aż tak rządzi światem. Ale budujące, że jednak świadomość też coraz większa ...

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytam Panią Strzelec, zajrzałam pierwszy raz do Ciebie, bywam u Na Nowo Śmieci - i zarażam się bardziej świadomym kupowaniem! To działa, kropla drąży skałę, a kula śnieżna się sama toczy. Razem jakoś uciągniemy.

    Piszę to w dniu, w którym moja wizyta w markecie sprzedającym "na wagę" skończyła się zapakowaniem wszystkiego w foliówki, bo waga nie ma opcji tarowania własnych słoików i pudełek. Kto to wymyślił...!?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro to czytać. Koło mnie na szczęście w małych sklepach nie ma z tym problemu. Potrafią tarować. A na targu kiedyś doedukowałam sprzedawcę, jak to robić.

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Ze względu na intensywne ataki spamerskie komentarze tylko z kont Google. Przepraszam za utrudnienia.