Strony

czwartek, 13 marca 2014

Kompleks dużego plecaka...

...i droga do podróżowania z małą torebką (na razie tylko do Krakowa)


Słowo „kompleks” należy potraktować z przymrużeniem oka. Nie mam „kompleksu”, ale mam refleksję. Refleksję o tym, że mój bagaż podczas rozmaitych podróży mógłby być wielokrotnie mniejszy!

Nie zrozumcie mnie źle. Potrafię bardzo dobrze spakować się na wyprawę gdzieś na bezdroża Grenlandii albo wypad w Beskid Niski. Kiedy w perspektywie mam noszenie plecaka na własnych plecach (a szanuję je z wiekiem coraz bardziej!), ważę każdy zabierany ciuch, odcinam mały kawałek mydełka, a płatki owsiane pakuję w porcje na pojedyncze śniadanie. Niektórzy uważają to za szaleństwo, jednak dla mnie zwykła kuchenna waga jest niezastąpionym, obiektywnym doradcą w pakowaniu. Waga, no i oczywiście objętość plecaka albo rowerowych sakw - które są jeszcze mniejsze. Umiem poradzić sobie z minimum rzeczy, choć oczywiście w niektórych warunkach geograficznych konieczne minimum i tak zajmuje 60-litrowy plecak.

Problemem jednak zawsze było dla mnie pakowanie się w podróże, podczas których nie musiałam nosić swojego bagażu, zwłaszcza wypady samochodowe. Właściwie jechałam w miejsce cywilizowane. Do jakiegoś domku albo do kogoś w odwiedziny. W miejsce, w którym bez problemu można kupić jedzenie. Tymczasem mój bagaż na weekend bywał większy niż to, z czym przez miesiąc potrafię obejść się w górach!

Zastanawiając się, doszłam do wniosku, że próbuję w każde z tych miejsc przenieść domowe warunki życia. Nie chcę wychodzić ze swojej strefy komfortu - śpiwór, produkty żywnościowe, kubek, scyzoryk, ulubione mydło, ubrania na każdy nastrój i pogodę, książki na nudę... Znacie to?

Ostatnio powiedziałam sobie DOŚĆ.

Poniższy tekst wywoła może uśmiech politowania u doświadczonych fast-packerów. Proszę, śmiejcie się ze mnie do woli. Dla mnie to epokowe odkrycie i sama śmieję się z siebie!

Na trzydniowy wyjazd do Krakowa spakowałam się w torebkę. Nieco grubszą, ale formatu poniżej A4 i zdecydowanie mniejszą od wypchanych toreb-worów, z jakimi zdarza się czasem widywać kobiety na mieście. Wymagało to:

- rozeznania warunków noclegowych u znajomego (pościel, ręcznik, mydło w kostce i zielona herbata to komfort i szczęście),
- sprawdzenia prognozy pogody,
- zaplanowania stroju dającego możliwość kombinowania elementów,
- zastanowienia się, co będę robić na miejscu,
- starannego ułożenia elementów w torbie.

Można? Można! Uwaga: mały plecak też byłby w porządku, ale do chodzenia po mieście torebka wydała mi się wygodniejsza. Łatwiej sięgnąć po chusteczki, bilet i inne drobiazgi.

Co było w środku?

Dwie koszulki, bielizna na zmianę, cieniutkie legginsy, maleńka kosmetyczka (wielkości dłoni), grzebień, telefon i ładowarka, mały portfel, mały notesik, długopis, chusteczki, cienka torba na zakupy. Starczyło miejsca na drobne upominki dla znajomych i mały woreczek z bakaliami, które mogłam dodawać rano do owsianki (płatki owsiane kupiłam już na miejscu). W kategorii „rozrywka” zabrałam słuchawki do telefonu, dzięki którym mogłam posłuchać radia. Na czas podróży zabrałam małą butelkę wody. Resztę ubrań miałam oczywiście na sobie.

Wrażenia?

Nadzwyczajnie pozytywne! Ponieważ podróżowałam z kierowcami dogadanymi przez Internet (Piaseczno-Kraków-Piaseczno), maleńki bagaż okazał się bardzo poręczny. Nie musieliśmy kombinować z otwieraniem bagażnika i upychaniem wielkiego plecaka. Na miejscu mogłam szybko podbiec do tramwaju, a w drodze powrotnej - już po opuszczeniu gościnnego lokum - jeszcze przez parę godzin szwendałam się po Krakowie. Lekkość i wygoda - nie do przecenienia. Nie narzekałam ani nudę, ani na jedzenie. Spędziłam czas w fantastycznym towarzystwie prowadząc ciekawe rozmowy, wypiłam morze wina, odwiedziłam dwa muzea, a nawet jeden zakład stolarski. ;)

Jestem ciekawa Waszych doświadczeń. Bagaż czy wrażenia? Zabieracie na takie krótkie wypady pół domu czy od dawna potraficie podróżować „z pustymi rękami”?

15 komentarzy:

  1. Witaj ponownie,
    ja naleze wprawdzie do fast-packerow, ale takich wyzyn minimalizowania nigdy nie osiagnelam… z rzeczy "niezbednych" mam zawsze ze soba malutki kompaktowy aparat fotograficzny. Reszta zalezy od tego ile dni, jaka pogoda, praca czy prywatnie… Mala walizka kabinowa lub plecak sredniej wielkosci pozwala mi zabrac ze soba cale moje "biuro".
    Musze kiedys przetestowac taki weekend w torebce. Bedzie okazja w maju, bo wybieram sie na dwudniowy weekend do Nimes. :))
    Pozdrawiam i ciesze sie (nie musze chyba dodawac z jakiego powodu:)
    Nika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, zastanawiałam się nad aparatem, zwłaszcza że mój telefon jest bardzo prosty i nie posiada takiej funkcji. Jednak gdy sprawdziłam, że ma być pochmurno, zrezygnowałam. Zresztą nie mam ostatnio "weny" na fotografowanie, a na dysku zalegają nieobrobione zdjęcia z wakacji. Wizyta w Krakowie była typowo towarzyska, zwiedzanie raczej przy okazji. W ogóle w miastach czuję się raczej nieswojo i nie umiem fotografować. Po prostu poszłam w dwa miejsca, o których sporo dobrego słyszałam (Podziemia Rynku i Muzeum Manggha, oba polecam). Pozdrowienia!

      Usuń
    2. Tak sobie jeszcze dumam... Faktycznie wyjazd z samą torebką brzmi trochę ekstremalnie. Ale potrzebowałam poczuć to uczucie wolności, o którym wcześniej tylko mogłam poczytać na cudzych blogach. W góry raczej nie uda mi się spakować aż tak sprytnie, więc wizyta w mieście to dobry moment na taki eksperyment.

      Usuń
  2. Ja też tak często robię. Jadąc na weekend do rodziców lub znajomych za miasto zabieram tylko torbę - znalazłam jakiś czas temu taką co może być przewieszona przez ramię, albo noszona jako plecak i jest to najcudowniejsza rzecz na świecie.
    I to w zupełności wystarczy jak jedzesz " w cywilzację".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aube, mam w pamięci Twoje dawne wpisy o pakowaniu. Dla mnie zawsze byłaś jedną z mistrzyń tej sztuki.

      Usuń
  3. Dla mnie ostatni urlop w Portugali byl przelomowym - wyjechalismy na tydzien i kazdy z nas mial tylko maly plecak , maz w swoim mial ubrania i 1 ksiazke , ja mialam odziez , Kindle oraz cyfrowa lustrzanke . Jako pamiatke kupilam poduszke , ktora udalo mi sie wepchac do swojego plecaka:] Zabralismy bardzo malo ubran , pralam recznie wieczorami i ten sposob sie sprawdzil .Nie znosze ciezkich torbiszczow oraz wyczekiwania na nie na lotnisku , jakos dziwnie jednak niczego mi nie brakowalo;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetna wyprawa. My zwykle jeździmy daleko od cywilizacji i raczej w zimne miejsca, stąd te duże plecaki. W ciepły klimat pewnie też zabrałabym tylko parę leciutkich ciuszków. Nie to, żebym się jakoś tłumaczyła. :)

      Usuń
    2. Ja nie mam jakiegos 'parcia' na zmine ciuchow kilka razy na dzien , dotychczas zabieralam ich za duzo , bo w glowie mialam dziwna mysl , ze tak powinna robic 'prawdziwa kobieta' - tak tez nakazuja kolorowe magazyny . Sadze, ze wybierajac sie w zimne okolice wybrala bym tez mala ilosc ciuchow , tylko musilam bym je zwinac w zwarte ruloniki i na pamiatke wybrac cos mniejszego;)) Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  4. Gdy przyjeżdżałem na weekend do Krakowa, potrafiłem zabrać ze sobą małą torbę, a w niej trochę jedzenia, spodnie na zmianę, dwie koszulki + jedna do spania, 3 pary majtek (z czego jedna na zapas o_O), trzy pary skarpet, czasem drugie buty do spodni, szampon, żel pod prysznic, szczoteczka, maszynka do golenia, mydło. Woda 1,5L, książka, laptop, ładowarka do laptopa, telefon.

    Dziś zabieram 2 pary majtek i skarpetek, koszulkę do spania, tablet (tylko czasami), kindle, kilka kartek i długopis. Zabieram też telefon+słuchawki i czołówkę Petzl e+lite, która umożliwia czytanie w autobusie. Mam malutką jedną ładowarkę i króciutki kabel, którym naładuję wszystkie trzy urządzenia. Czyste ubrania zakładam tuż przed wyjazdem, więc nie muszę nosić dodatkowych na zmianę. Szczoteczka i mydło czekają na miejscu. Golę się tuż przed wyjściem z domu więc nie muszę brać maszynki. Do tego zakupy robię z gdzieś po drodze i pakuję je do siateczki wielorazowego użytku (takiej cienkiej, która pakuje się do wbudowanej kieszonki). W zimie zabieram jeszcze termos.

    Taka zmiana wymagała ode mnie kilkunastu wyjazdów, podczas których taszczyłem niepotrzebne toboły... Choć wiem, że to ubieranie i golenie brzmi to trochę jak scena z"co mi zrobisz jak mnie złapiesz..." ale na prawdę taki system daje radę ;)

    W/w urywek z filmu : https://www.youtube.com/watch?v=SOHHXWxZ7L0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię czytać wyznania ogarniętych podróżników. Też przed każdym wyjazdem staram się umyć głowę (bo długo mi schnie), wziąć na siebie czyste ciuchy, przed wyjazdem w góry nawet obciąć paznokcie. ;) To zawsze oszczędza zawracania głowy. Fajnie też, że przypomniałeś tę genialną scenkę z filmu. :)

      Usuń
  5. Miło mi, że uważasz mnie za ogarniętego ;) Fajny przykład podałaś z paznokciami bo nawet najmniejsza i najdrobniejsza z pozoru błahostka potrafi "w ciągu określonego przedziału czasu" urosnąć do rangi poważnego problemu...

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiem, wiem, nie powinienem zabierać głosu w sprawie fast-packingu. W końcu, ironicznie zamieściłaś fotkę mojego ogromnego plecaka. A jednak, na swój sposób dążę do idealnego zestawu/zawartości plecaka/sakw/pulek.
    Kolejna zimowa wędrówka pozwoliła mi dopracować zestaw zimowych ubrań, np: tylko 3 pary rękawic (wełniane, puchowe, nieprzewiewne), 1 komplet bielizny na tydzień (może nawet na 2), 2 pary grubych skarpet + 3 pary cienkich (smródek) niezależnie od długości wyjazdu itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pakowanie pulek to nowe wyzwanie - jeszcze nie próbowałam. Ale wnosząc po ich objętości (wszak swobodnie mogę się w nich położyć!), chyba dałabym radę zmieścić szpej i na rok. ;)

      Usuń
  7. Dla mnie przełomem w pakowaniu był studencki wyjazd w Tatry, gdy w sklepach nic nie bylo i taszczylismy jedzenie w plecakach. Wybór plecakow w sklepach tez byl zerowy. Siłą rzeczy trzeba bylo ograniczyć miejsce na ciuchy. W schronisku ktos nazwal mój plecak kosmetyczką.
    W grupie byla dziewczyna, która miala ,,wypasiony plecak,, i górę przedmiotow ,za to 0 chęci do dźwigania. Dala nam w kość, gdy trzeba był ją wciagać pod góre. Do dziś jeżdże z bagażem podręcznym, by nie być niewolnikiem rzeczy.
    Podróżowanie ze słoikami z domu, transportem publicznym, też dużo uczy. Pozdrawiam. B

    OdpowiedzUsuń
  8. Nader fascynujące miejsce a także doskonale czyta się twoje wpisy :) Wyczekuję na kolejne i zapraszam do siebie na moją strone on-line - zapewne jeszcze nie raz w to miejsce wejde poczytać twoje teksty ;-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Ze względu na intensywne ataki spamerskie komentarze tylko z kont Google. Przepraszam za utrudnienia.