Strony

wtorek, 18 marca 2014

Minimalizm w pytaniach i odpowiedziach

Mam wrażenie, że wokół minimalizmu i minimalistów narosło ostatnio mnóstwo nieporozumień. Czasem wynikają one z powierzchownego zainteresowaniem tematem, przenikania minimalizmu do powszechnej świadomości w postaci strawnej papki - jak inne idee, złożone i ciekawe na początku, infantylne na skutek dostosowania ich dla masowego odbiorcy. Część Autorów odcina się nawet od tych terminów, preferując „proste życie” lub „prostotę”. Do napisania tego wpisu zainspirowały mnie bezpośrednio długie, nocne rozmowy z jednym Przyjacielem - jemu ten wpis dedykuję. Mam nadzieję, że Czytelnicy, którzy na minimalizmie zęby pozjadali, zniosą łopatologiczne potraktowanie tematu.

Prezentowane pytania i odpowiedzi to moje własne przekonania i przemyślenia. Nie wyczerpują dziedziny i są subiektywne. Mogą jednak być przydatne dla tych, którym nie chce się czytać długich książek i grzebać w blogosferze tematu.

W końcu - wszyscy zostaniemy kiedyś minimalistami. Najpóźniej w trumnie.*
* Nie dotyczy faraonów.


Co dobrego może przynieść minimalizm?

Doprowadzenie różnych dziedzin życia do optimum.
Ułatwienie i uproszczenie codziennych czynności.
Poznanie swoich prawdziwych potrzeb. Im mniejszy zasób w danej dziedzinie, tym lepiej widać, czego naprawdę potrzeba.
Przejście od mieć do być, od bagażu do wrażenia, od sprzątania do zabawy.
Lepsza jakość życia. Przykładowo: chodzenie na co dzień w pięknych ubraniach - brzydkich i zniszczonych pozbywamy się.

Co złego może przynieść minimalizm?

Przylepienie przez otoczenie łatki wariata.
Konfrontacja z wpojonymi przez wychowanie i otoczenie schematami działania może okazać się bolesna.
Zbyt szybkie podjęcie pewnych decyzji może skutkować żalem. Minimalizować trzeba w swoim indywidualnym tempie, dojrzewając do zmian (spokojnie, one przyjdą).

Czy minimalizm to droga dla każdego?

Myślę, że nie każdy jest gotowy ograniczyć radykalnie swój stan posiadania. Nie każdy też czuje taką potrzebę. Jednak pewne sposoby, z których korzystają minimaliści, mogą przydać się każdemu, niezależnie od płci, wieku, konstelacji rodzinnych i mieszkaniowych. Dlatego warto chociaż zapoznać się ideą minimalizmu. Wśród ludzi uważających się za minimalistów (lub podążających ścieżką dobrowolnej prostoty) są zarówno single, pary, jak i wielodzietne rodziny, mieszkańcy wsi i miast, o różnych zawodach i potrzebach. Dla mnie minimalizm jest potężnym narzędziem do stosowania na co dzień.

Czym minimalizm różni się od biedy?

Warto podkreślić, że minimalizm to dobrowolna i świadoma droga. Bieda jest ograniczeniem, z którego człowiek chce się wyrwać - dołuje i upokarza. Minimalizm natomiast może dodać skrzydeł. Wśród głosów krytycznych wobec minimalizmu są i takie, że wyrasta on na glebie nadmiernej konsumpcji w bogatych społeczeństwach Zachodu. Jest w tym wiele prawdy. Trzeci Świat próbuje związać koniec z końcem, nie ma głowy do filozofowania o nadmiarze. Jednak piszę do Was z tej części świata, której przewraca się w głowie od dobrobytu. Zaznałam nadmiaru, dlatego ciągnie mnie do minimalizmu.

Czy każdy minimalista ma tylko 100 przedmiotów?

Nie! Liczba przedmiotów nie ma nic do rzeczy. Warto zoptymalizować swój stan posiadania, bez nadmiaru, ale i bez rażących braków. Jeśli ktoś ma tylko jedne spodnie, to podczas prania nie będzie miał w czym wyjść z domu. To niedorzeczna skrajność. Jeden potrzebuje maszyny do szycia, inny trenażera rowerowego, trzeci obu tych rzeczy, a czwarty żadnej. I żaden z nich nie jest z tego powodu lepszy ani gorszy od pozostałych. ;) Liczenie przedmiotów może być niezłym sposobem na uświadomienie sobie, ile czego mamy, ale nie jest konieczne.

Czy rzeczy są nieważne?

Rzeczy są ważne, ale nie najważniejsze. Wiele z nich jest niezbędnych w codziennym życiu. Inne je ułatwiają lub uprzyjemniają. Jednak nie są celem samym w sobie. Przesadne uwielbienie przedmiotów zniewala i odgradza człowieka od przeżyć. Nie chodzi o to, by zupełnie nie dbać o przedmioty. Dobrze pastować buty, robić przegląd samochodu, własnoręcznie tworzyć ubrania z dbałością o detale. Jedak rzeczy, nawet najpiękniejsze i najbardziej użyteczne, są tylko rzeczami. Czy warto obdarzać je nadmiernymi emocjami, „zabijać się” o nie, „uwielbiać”? Patrząc z drugiej strony - minimalista, który liczy rzeczy tylko do 100, paradoksalnie też staje się niewolnikiem przedmiotów... Złoty środek i zdrowy dystans do rzeczy są najlepsze.

Czy minimalizm dotyczy tylko przedmiotów?


Nie. Można go zastosować w wielu dziedzinach życia, na przykład: pielęgnacja urody, podróże, kontakty towarzyskie, hobby, zasoby wirtualne, sposób odżywiania, korzystanie z Internetu.

Co się dzieje, gdy już zostanie się minimalistą? Czy to skończony proces?


Na szczęście - nie! Minimalizm to nie cel, tylko droga. Potrzeby zmieniają się w czasie - i bardzo dobrze. Dzięki temu nie rdzewieją nasze umysły, jesteśmy otwarci na zmiany. Minimalista nie jest człowiekiem, który już nigdy niczego poza jedzeniem nie kupi. Kupi, tylko z głową, bo już się nauczył, czego mu naprawdę potrzeba. To po prostu racjonalne podejście.

Po co „odgruzowywać” swoje mieszkanie/dom?

Powodów jest wiele.
Po pierwsze, łatwiej sprzątać, wietrzyć, remontować, przeprowadzać się.
Po drugie, mniej przedmiotów to mniej segregowania, układania, szukania, serwisowania, polerowania, prania.
Po trzecie, dom odzwierciedla stan umysłu mieszkańców i vice versa. Więcej przestrzeni to oddech dla psychiki, odpoczynek, mniej stresu i lęku. Co ciekawe, często minimaliści, którzy przeszli daleką drogę w odgruzowywaniu, wspominają o sprzężeniu zwrotnym. Im więcej mają przestrzeni, tym łatwiej im pozbywać się kolejnych rzeczy (mniej lęku przed wyrzucaniem).
Po czwarte, prosty dom to mniejsze wydatki na wyposażenie. To być może mniejszy metraż, niższe opłaty. Sklepy meblowe i z akcesoriami przestają kusić. Zatem - więcej pieniędzy zostaje w kieszeni, mniej czasu trzeba poświęcić na zarobienie na wszystkie te rzeczy i ciągłe zmiany aranżacji.

Jakie techniczne narzędzia „odgruzowywania” zaadaptował i oferuje minimalizm?


Od ogólnych jak zasada Pareto albo filozofia kaizen aż po szczegółowe patenty, jak: technika datowanych pudełek, technika odwróconych wieszaków, technika „trzech pudełek”, „jeden dzień - jedna szuflada”, digitalizacja wspomnień i jeszcze wiele, wiele innych. Są one szeroko omawiane w książkach i na blogach o minimalizmie. Nie każdy jest gotowy w jednej chwili zamówić kontener na śmieci i wywrócić swoje życie do góry nogami. Jednak metodą małych kroków, systematycznością, zmianą nawyków można osiągnąć niesamowite efekty.

Dlaczego ludzie kupują za dużo?

Kupowanie to często nagroda za ciężką pracę albo substytut różnych emocji. Ten stan sprytnie podsycają reklamy. Znam to z własnego doświadczenia. Pamiętam wycieczki do „galerii” handlowych tuż po stresującym dniu pracy. Kupowane bez planu ubrania, książki czy kosmetyki były typowymi polepszaczami humoru na chwilę. Dodajmy do tego przystępność zakupów przez Internet. Jak sobie poradzić - patrz kolejne pytanie.

Jak kupować mniej i mądrzej?

Dobre metody dla zatwardziałych zakupoholików to:
- posty od zakupów (np. pół roku bez kupowania ubrań albo projekt „denko” dotyczący kosmetyków),
- zapisywanie wydatków w poszczególnych kategoriach,
- ścisłe trzymanie się listy zakupów (np. żywność),
- odroczenie wartościowych zakupów o określony czas do namysłu (np. powyżej 200 zł o miesiąc - niezwykle skuteczne w moim przypadku),
- wystawienie nieużywanych rzeczy na aukcjach w Internecie (działa jak kubeł zimnej wody na głowę - pokazuje, jak wiele pieniędzy utopiliśmy w niepotrzebnych rzeczach).

Dlaczego ludzie gromadzą przedmioty?

Z różnych powodów. Pokolenie dziadków gromadziło, bo pamiętało wojenny niedostatek. Rodzice, bo wychowali się na brakach smutnego PRL. Ludzie gromadzą, bo chcą być zabezpieczeni na wszelkie możliwe ewentualności. Tego oczywiście zrobić się nie da - życie to zupełnie nieprzewidywalny reżyser. Nie ma nic złego w zbieraniu pustych słoików na przetwory, o ile faktycznie przetwory się robi. To nawet bardzo eko, slow i tak dalej. Jednak jeśli do tej pory nigdy nie robiłeś przetworów, ale przez cały rok o tym myślisz, to na początek zachomikuj gdzieś 5-6 słoików. W razie czego zawsze możesz dokupić nowe w supermarkecie (z nowymi, szczelnymi, nie uszkodzonymi pokrywkami).

Drugi ważny powód to emocje przypisywane niektórym przedmiotom. Myślę tu głównie o kolekcjonerach, którzy potrafią poświęcać swoim kolekcjom niesamowicie dużo czasu, zaangażowania i pieniędzy. Nie jestem kolekcjonerem, więc trudno mi się wypowiedzieć na temat tego rodzaju przeżyć związanych z przedmiotami. Ale myślę, że każdy z nas zna jakiegoś zbieracza - można zrobić na ten temat mały wywiad. ;)

A co z pamiątkami?

Moim zdaniem nasza pamięć jest najlepszą „pamiątką” - zostaje w niej to, co najlepsze. Mimo to zostawiłam sobie sporo zdjęć (jestem wzrokowcem), notatek z podróży, kilka listów. Spaliłam jednak bardzo dużo starych, mało wartościowych dla mnie papierów i nigdy tego nie żałowałam. Chwila obecna jest dla mnie najciekawsza - w końcu to w niej odbywa się życie.
(Edycja 4 dni później: te kilka listów - w rzeczywistości kilkadziesiąt - palę. To niesamowite, jak bardzo nie da się ich czytać. Kiedyś ważne i wyczekiwane, dziś po prostu zapisane kawałki papieru.)

Czy warto czytać książki o minimalizmie?


Pewnie, inspiracja jest potrzebna. Jednak każdy poradnik nosi piętno osobowości autora. Dobrze o tym pamiętać, by zachować zdrowy dystans do patentów sprzedawanych tonem nie znoszącym sprzeciwu. Lepiej skoncentrować się na tych treściach, które mogą być uniwersalne i nie zżymać na słynne „białe bawełniane majtki” Dominique Loreau. ;)

Gdzie jeszcze szukać inspiracji do zmian?

Inspiracje możemy podzielić na dwie grupy. Pierwsza to ludzie potrafiący obejść się z małą liczbą rzeczy: minimaliści, podróżnicy, ludy koczownicze. Pozytywnym doświadczeniem może być wyjazd w góry z plecakiem, podróż autostopem albo przeprowadzka.

Drugi rodzaj inspiracji to zetknięcie z nadmiarem, np. ze światem „chomików”, ludzi przytłoczonych przez świat przedmiotów i nie radzących sobie z nimi. Przykrym wstrząsem może być obowiązek zajęcia się majątkiem zmarłych bliskich.

Czy każdy minimalista ma w domu białe ściany i designerskie, drogie meble?

Nie. ;) U nas ściany są kolorowe, a meble tanie, sosnowe. Ale bardzo je lubimy. Z tym całym „luksusem” to jakieś nieporozumienie, wyrosłe na bazie lektur książek Dominique Loreau. Luksusem są przestrzeń, czas, relacje z ludźmi, dobre jedzenie. Są luksusem, a powinny być normą.

Czy przez minimalistów upadnie gospodarka?

Po pierwsze, co to znaczy „upadnie”? Po drugie, w dalekiej perspektywie nadmierna konsumpcja nie służy naszej planecie i jej zasobom, a co za tym idzie - po prostu człowiekowi. Cały system gospodarczy, jaki znamy, kiedyś będzie musiał zostać gruntownie przeorany. Nie mam jednak tak dużej wiedzy o ekonomii, by choć prognozować, na czym ta orka będzie polegała i kiedy nastąpi. Jedno wiem - na szczęście nie ma obowiązku kupowania czegokolwiek. Cieszmy się tym rodzajem wolności.

Lepszy „minimalizm” czy „proste życie”?

A po co nam tyle nazw i etykiet? Dla mnie minimalizm to jedna z możliwych dróg do prostszego, lepszego życia i tyle.

24 komentarze:

  1. wpadam z rewizytą a tu widzę całkiem inspirujący post, myślę, że sobie na jego temat coś napiszę i przedyskutuję co niektóre odpowiedzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie zapraszam do dyskusji! Robię w tej chwili kolejną czystkę wiosenną - tyle lat, a ciągle jest nad czym pracować. Taka to ze mnie "minimalistka". :)

      Usuń
    2. Cudny wpis, minimalizm w pigułce, dobre inspiracje, balsam na duszę osoby preferującej prostotę. Dziękuję Tofalario i proszę o więcej....Buba

      Usuń
    3. Dziękuję. Myślę nad ciągnięciem tematu. Sama mam sporo pracy nad sobą. :)

      Usuń
  2. Jestem właśnie w trakcie moich minimalistycznych porządków. Zostawiam sobie tylko te ubrania, które lubię. Część sprzedaję, część chcę oddać. Kolejne będą książki, które w większości powędrują jako datek do biblioteki miejskiej. Mam jednak problem, ponieważ ubrania chciałbym oddać potrzebującym. Nie interesują mnie kontenery na odzież. Chcę oddać je komuś, kto w nich będzie chodził, a nie sprzeda do ciucholandu i odpali 10% na rzecz PCK...

    Gdzie Ty oddałaś swoje ciuchy? Masz jakieś rady lub sugestie w tej materii?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cenne i w dobrym stanie - na allegro (ale to raczej długa i karkołomna droga, sprawdza się, jeśli masz coś naprawdę wartościowego, np. zimowy płaszcz z wełny albo dobre i niezużyte ciuchy sportowe/turystyczne). Kiedyś robiłam tak, że rzeczy w dobrym stanie fotografowałam, robiłam album na picasie - w podpisach zdjęć były najważniejsze informacje - i rozdawałam za darmo chętnym koleżankom (wysyłałam im linka). Zużytą bawełnę - podkoszulki, pościel - oddawałam do zaprzyjaźnionego warsztatu rowerowego na szmatki albo do kontenera. Nie miało dla mnie znaczenia, że ktoś sobie na tym zarobi, a ja miałam problem z głowy. Możesz też popytać po okolicznych parafiach - czasem organizują zbiórki. Można też trafić na zbiórkę np. dla domów dziecka albo domów samotnej matki. Internet może pomóc w znalezieniu takiej akcji. Mam nadzieję, że trochę pomogłam. :)

      Usuń
    2. Dziękuję, popytam tu i tam. U mnie w parafii, od pewnego czasu nikt nie organizuje zbiórek ubrań, a w innym kościele ksiądz życzył sobie tylko nowe ubrania (przecież ludzie, którzy nie mają co na siebie ubrać, nie mogą chodzić w używanych ubraniach, bo to jest poniżej ich godności). Zapytam jeszcze w pobliskim domu dziecka i domu samotnego mężczyzny.

      Mam trochę używanych ubrań kolarskich ze szmateksu (zawsze mnie śmieszy to słowo) i również chciałbym je oddać komuś kto z nich skorzysta. Tutaj znów nie mam pomysłu ;/ Wkleiłem ogłoszenie na fejsie, w grupie poświęconej rowerzystom w moim mieście. Może ktoś się odezwie...

      Kompletnie zużytych koszulek było tylko kilka i zostawiłem je sobie na szmatki do czyszczenia rowerów :)

      Ze sprzedażą, ciuchów sprawa jest prosta, ale tak jak powiedziałaś dość żmudna. Album na picassie i wklejanie go na facebooku w grupie typu "Nazwa miasta -Giełda" albo "Nazwa miasta -Sprzedam/Oddam". Do tego dużo na gumtree i od czasu do czasu allegro (bo płatne).

      Usuń
    3. Bogu dzięki za wrażliwego księdza! Nie chodzi o to, że ludzie, "którzy nie mają co na siebie ubrać, nie mogą chodzić w używanych ubraniach, bo to jest poniżej ich godności" - jak piszesz nie bez ironii (która już sporo mówi o intencjach niedoszłego "darczyńcy"). Chodzi o to, że, jak pisała Tofalaria, bieda upokarza, a dawanie osobie w trudnej sytuacji materialnej używanych ubrań jest odczuwane jako jeszcze większe upokorzenie. Jak jestem tak biedna, że nie mogę sobie zapewnić odzienia, to nie zawracam sobie głowy minimalizmem (też pisała Tofalaria) i dlatego takiego podarunku nie odbieram jako racjonalnego przekazywania rzeczy z rąk do rąk, aby się nie zmarnowały, tylko jako upokarzającą jałmużnę, która w swej istocie mówi mi: skoro jesteś biedna, to powinnaś się zadowolić tym, na czym mnie zbywa, co dla mnie jest zbędne, nie zasługujesz na nowe rzeczy. Ja wiem, że z punktu widzenia minimalisty, który pragnie pozbyć się nadmiaru, to nie jest może racjonalne, bo w końcu szkoda wyrzucać rzeczy w dobrym stanie. Tylko że wszystko zależy właśnie od tego punktu widzenia. A uszczęśliwianie bliźnich (i tak już upokorzonych przez biedę - zawinioną lub nie, bez znaczenia) tym, co mi zagraca mieszkanie, nie jest żadną dobroczynnością. Jest stygmatyzacją. Choćbyśmy nie wiem jak dobrymi (w naszym mniemaniu) intencjami się kierowali. Jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, że oddaję używane i "wyrośnięte" ciuchy moich dzieci do parafii, a ksiądz przekazuje je biednej rodzinie w mojej parafii. A później te "obdarowane" dzieci przychodzą w nich do szkoły na przykład, gdzie spotykają moje dzieciaki. Takie obdarowywanie to jest ślepy los. Załóżmy, że są w jednej klasie (mogą przecież nosić mniejszy rozmiar) i co? Jak się czują? Przecież pamiętają, że dopiero co te ubrania (tylko nowe) nosiły moje dzieciaki. To sytuacja mocno hipotetyczna, ale nie niemożliwa. Co innego, gdy w naszej licznej rodzinie ubranka dziecięce wędrują przez kilkanaście nawet lat (co trwalsze) z dziecka na dziecko, z kuzyna na kuzyna. Tu faktycznie mamy do czynienia z racjonalnym wykorzystaniem ubrań aż do zdarcia i nikogo nie upokarza wór upranych dziecięcych ciuchów wrzucony do domu w drodze do pracy ze słowami: Wybierz, co chcesz, resztę odłóż albo wywal.
      Przepraszam, że tak się długo rozpisałam. Dość długo mnie męczył ten wpis, a raczej zaprawiona ironią i poczuciem wyższości wstawka o księdzu. Proszę nie traktować moich słów osobiście. Przepraszam, może kogoś uraziłam i pewnie się naraziłam, ale trudno. Pozdrawiam mimo to serdecznie!

      Usuń
    4. @My Slow Nice Life :
      Opisałem tylko i wyłącznie mój punkt widzenia. Sam czasami kupuję ubrania w sklepach z używaną odzieżą i nie jestem uprzedzony do "noszonych przez kogoś ubrań". Ponadto jako małe dziecko często byłem obdarowywany ubraniami, z których wyrósł syn koleżanki mojej mamy itp. Ubrania, które były za małe na mnie, często rozdawaliśmy dalej. Jakoś tak wyszło, że wychowałem się wśród ciągłego "obrotu" używanymi ubraniami. Dlatego nie potrafię pojąć tego o czym piszesz...

      * Dla mnie noszone ubrania jest tak samo wartościowe jak nowe (o ile nie mówimy o ciuchach spranych, dziurawych, wyciągniętych itd.) a nie takie mam zamiar oddać.
      * Moje intencje są takie, że chcę zrobić dobry uczynek, zobaczyć radość w oczach obdarowanej osoby. Tak jak sam cieszyłem się będąc mały oraz tak jak cieszyli się obdarowywani przeze mnie ludzie.
      * Wybacz ale to czy odczuwasz taki gest ze strony czyjejś osoby jest sprawą indywidualną i nie każdy musi to odczuwać w ten sposób....


      @Tofalaria : Dom dla bezdomnych mężczyzn w moim mieście przyjmuje ubrania o ile są tylko wyprane. Teraz mobilizuję znajomych i rodzinę do przeglądania szafy, żeby oddać kilka worków odzieży...


      Usuń
    5. Piszę, że też w rodzinie nosimy używane ubrania. Przekazujemy sobie także między znajomymi. I że można je komuś dawać, o ile tylko nie z intencją daję używane, bo jesteś biedny. Chodzi tylko o tę sytuację, ponieważ jest drażliwa. I to, co nie boli ludzi o podobnym statusie materialnym (np. noszenie przekazywanych sobie ubrań do zdarcia), może zaboleć kogoś, kto korzysta z pomocy na przykład parafialnej. Tylko tyle. Przekazywanie sobie ciuchów nie boli i nie odczuwam tak tego. Przeczytaj dokładnie mój wpis.

      Usuń
    6. Rzeczywiście temat używanych ubrań bywa drażliwy. Dla mnie osobiście - wychowanej w PRL, noszącej ubrania po rodzinie albo z różnych darów, a potem z lumpeksów - nie ma w tym nic drażliwego czy wstydliwego. Na porządku dziennym jest dla mnie wymiana ubrań np. z koleżankami.
      Natomiast pamiętam z czasów liceum (pierwsza połowa lat 90.), jak nasza drużyna harcerska angażowała się w pomoc charytatywną w jednej z dzielnic Warszawy. Do naszych zadań należało między innymi dostarczanie paczek z odzieżą do wybranych osób z parafii na ul. Żytniej. To były ciuchy dobrej jakości i dobrane dla konkretnej osoby, np. starszej pani, która potrzebowała długą wełnianą spódnicę. Ale ile było zawsze narzekania na te rzeczy... A my, młode dziewczyny, może nie krezuski, ale i nie mające większych problemów materialnych, z radością przyjmowałyśmy od koordynatorki tego projektu, różne fantastyczne, oryginalne, młodzieżowe, markowe ciuchy... To chyba wszystko kwestia myślenia. Faktycznie dla nas nie był to wstyd. Być może dla tych starszych, niemajętnych osób, była to przykra konieczność. I tu być może ma rację My Slow Nice Life.
      Maćku, gratuluję w każdym razie znalezienia tego celu i zorganizowania zbiórki.
      Ogólnie uważam, że najbardziej brakuje możliwości pozbywania się ubrań w bardzo dobrym stanie albo czasem nawet nie noszonych, ale bez metek. Tych przeważnie szkoda do anonimowego kontenera...

      Usuń
    7. Tofalario, spodobalo mi sie to, co przeczytalam :-) Samo slowo "minimalizm" wywolywalo u mnie reakcje alergiczna, wiec tematem sie nie zajmowalam. Ale widze, ze jestem minimalistka z natury, bo lubie porzadek. Banalne, nie? Intryguje mnie minimalizm w sposobie odzywiania... Hmm.
      Macku, ja przedmioty, dla ktorych juz nie znajduje zastosowania, oddaje sasiadom lub znajomym. Jesli czegos nie chca, to nie biora. Wtedy szukam "zbytu" gdzie indziej; ostatecznoscia jest kontener.
      My Slow Nice Life - naprawde oczekujesz, ze "dobroczyncy" beda ci kupowac nowe ubrania, bo jestes biedna??? Albo ze ksiadz nie przyjal ubran od Macka w trosce o dobre samopoczucie potrzebujacych? Ja wychowalam sie w biedzie, ktorej moi dzisiejsi znajomi nie potrafia sobie wyobrazic. Wszystkie ubrania przyjmowalam z wdziecznoscia, bo inaczej chodzilabym bosa i polnaga. Skoro masz czelnosc wybrzydzac, to znaczy, ze nie jest u ciebie jeszcze tak zle. Ale masz racje, wszystko zalezy od punktu widzenia. Ty postanowilas widziec tylko czubek wlasnego nosa. Skreca mnie w srodku, jak czytam takie rzeczy!
      FZH

      Usuń
  3. Jeśli chodzi o przedostatni punkt to nie ma obaw - jako ekonomista - zapewniam, że gospodarka nie upadnie. To szaleństwo które jest modnie obecne nazywa się fachowo keynsizmem/ interwencjonizmem/ i jak każda moda kiedyś przeminie. Może doczekamy nawet upadku pieniądza fiducjarnego. Jeśli brzmi skomplikowanie to wystarczy włączyć zdrowy rozsądek: bogactwo bierze się z pracy i oszczędności a nie rozdmuchanej konsumpcji dla niepoznaki nazywanej popytem wewnętrznym.

    Pozdrawiam
    Janusz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnie zdanie brzmi przystępnie nawet dla laika. Cóż, muszę przyznać, że nigdy mi z ekonomią nie było niestety po drodze... Słabo ogarniam finanse dalsze niż własna kieszeń. Tym bardziej dziękuję za fachową podpowiedź, za jakimi tematami warto się rozejrzeć. Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Dziękuję, mężu. ;) A poznajesz, skąd? Podpowiedź - byliśmy tam razem.

      Usuń
  5. wszyscy w koncu bedziemy minmalistami,
    oprocz faraonow
    lal, wywieszam na sciane
    :-)
    bardzo fajnie zebrane w calosc,klarownie, SKROMNIE ( w sensie, ze nie "ja wiem wszystko, ale i wy do tego dojdziecie)i bez zadecia

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękny wpis! To już kolejny, którym mnie po prostu "rozwaliłaś" - sam zauważam, że często wytłumaczenie prostych kwestii przychodzi mi najtrudniej. Masa argumentów i dziesiątki zdań, przez które przekopią się tylko najwytrwalsi. A tu proszę - można jasno, prosto, zwięźle, a jednocześnie z szacunkiem dla tych, których niekoniecznie przekonasz. Brawo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, to była jednak inspirująca rozmowa (ta, która dała początek wpisowi).

      Usuń
  7. Cudowny post. Dla mnie minimalizm to po prostu wolność. I nie lubię takiego bagatelizowania tematu i sprowadzania minimalizmu do białych ścian i porządków w szafie. Pozdrawiam, Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! O tak, poszukiwanie wolności jest dla mnie dobrym motorem do minimalizowania (a nie zawsze mi się chce, co tu dużo mówić...). Bywają wzloty i upadki, ale ogólna tendencja u mnie jest dobra i coraz częściej mam poczucie niesamowitej swobody. Pozdrawiam!

      Usuń
  8. O jaka świetna lista! Ja mam zawsze straszny problem z wyrzucaniem - do tej pory nauczyłam się wyrzucać tylko ubrania, ale wciąż mam w domu całą stertę niepotrzebnych przedmiotów, które "może się przydadzą". Np. szklanki. Głupio wyrzucić, bo przecież są dobre, a z drugiej strony - porysowane i w sumie ich używam tylko do odmierzania składników na ciasto. Dzięki za inspirację, pora coś z tymi zbędnymi gratami zrobić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszko, jest sposób na tego rodzaju przedmioty. Pamiętam, że jak robiłam pierwszą czystkę w kuchni, to miałam całe sterty dobrych, a jednak nieużywanych rzeczy. Były tam nawet 2 zestawy szklanek. Zrobiłam zdjęcia wszystkich tych rzeczy, założyłam specjalny album na picasie i udostępniłam znajomym (wszytko za free albo za symboliczną złotówkę albo za czekoladę, już nie pamiętam). Ponieważ mam wielu młodych znajomych, którzy dopiero tworzyli swoje gospodarstwa domowe, szybko znalazłam chętnych. :)

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Ze względu na intensywne ataki spamerskie komentarze tylko z kont Google. Przepraszam za utrudnienia.