Strony

czwartek, 27 czerwca 2013

Szycie - zapomniana umiejętność?

Dlaczego nie ma nowych wpisów na blogu? Tofalaria szyje ubrania.

Szycie - dawniej umiejętność powszechna. Czy chłopka, czy arystokratka umiała szyć, a sklepy z ubraniami po prostu nie istniały. Oczywiście biedni byli zmuszeni wyprodukować sobie odzież, bogaci mogli szycie traktować jako hobby. Jako ciekawostkę dodam, że w niektórych kulturach - na przykład u Inuitów - szycie było umiejętnością absolutnie niezbędną do przetrwania jeszcze 100 lat temu, a metalowa igła była jednym z większych skarbów każdej rodziny. Eskimoski przeważnie chowały igły... w przepastnych głębiach fryzury! Owdowiały mężczyzna szybko rozglądał się za nową towarzyszką życia, bo bez niej nie był w stanie wygarbować skór i uszyć stroju zapewniającego przetrwanie w mroźnym klimacie.


Tyle ciekawostek. Nasz klimat na szczęście jest o niebo łagodniejszy, ale myślę, że w dawnych czasach niejednemu dawał się we znaki. Możemy wyobrazić sobie, ile czasu spędzano nad szyciem i zdobieniem strojów przed rewolucją przemysłową. To zajęcie musiało być przykrą koniecznością dla wielu osób. Dziś chyba nikt - nawet osoby żyjące w biedzie - nie ma problemu ze zdobyciem odzieży. Mamy bogactwo second handów, w marketach leżą tanie ciuszki za parę złotych, sieciówki proponują podobną jakość w nieco wyższej cenie, w końcu są i całkiem drogie sklepy z markową odzieżą. Czy szycie ma jeszcze sens?

Zaprzysiężony minimalista powie (być może) - upraszczajmy sobie życie, kupmy gotowe ubrania. Zresztą, wielu ich przecież nie trzeba, ot, parę koszulek i dżinsy. Podejrzewam, że taki osobnik nie jest też fanem domowych przetworów (gromadzenie!) ani doskonalenia się w majsterkowaniu (po co? mieszkanie najlepiej wynajmować, nie przejmując się remontami). Trywializuję, ale przecież są i tacy minimaliści. Dla mnie jednak wszystkie te umiejętności jak najbardziej wpisują się w ideę prostego życia, uniezależniając od różnej maści fachowców. Korzyści są różnego rodzaju, nie tylko materialne. Oszczędza się czas, zyskuje satysfakcję. Można mieć niepowtarzalny i porządnie uszyty ciuch niewielkim kosztem. Albo ubiór w nietypowym rozmiarze (coś o tym wiem). Warto dodać, że szycie to przecież także różnego rodzaju przeróbki - skracanie spodni, wymiana gumki, przyszycie guzika itd. Wiele błahostek, do których nie warto wołać krawca.

Zaczęłam szyć jako mała dziewczynka. Oczywiście wtedy były to jakieś prościutkie ubranka dla lalek, ze ścinków materiałów, których moja Mama miała dwa wypchane worki. Pierwsze „ludzkie” ubranie uszyłam ręcznie na zajęciach ZPT w szkole - była to spódniczka z klinów, którą nosiłam później przez parę lat. Miałam to szczęście, że było od kogo się uczyć, a w domu stał stary Singier, jeszcze bez zygzakowego ściegu - i przez wiele lat tęskniłam za zygzakiem! Przerabiałam stare ubrania Mamy - spódnica z sukienki to chyba powszechny patent, ale także Taty. Z dużych dżinsów - mniejsze dżinsy. :) Szyłam wszystko - co tylko przyszło mi do głowy. Poduszki, łapki do garnków, plecaki, torby, bluzki, spódnice, kapelusze, różne saszetki do celów turystycznych. Gdy nastała era polarów - te wychodziły mi już na tyle profesjonalnie, że kilka osób z rodziny i spośród znajomych zamówiło u mnie polarowe kurteczki. Po materiał to była cała wyprawa autostopem aż za Nadarzyn, która zajmowała pół dnia.

Odlotowo? No ba!

Dziś daleko mi do tych szalonych dziewczyn, które prowadzą blogi o szyciu i prezentują piękne kreacje, włącznie z sukienkami ślubnymi. Te blogi to najlepszy dowód na to, że wciąż warto szyć! I nawet nie próbuję równać do tej ligi, zostałam gdzieś z tyłu. Nie mam szyciowego ciśnienia, by szyć dla samego szycia. Ale kiedy brakuje mi jakiejś części garderoby - to czemu nie? Uczę się nowych rzeczy i - uwierzcie - mam z tego niesamowicie dużo radochy.

W tym roku pierwszy raz zabrałam się za przeróbkę garniturowych wełnianych spodni Sahiba. Skrócenie i zwężenie nogawek - według obecnie panujących miłościwie włoskich trendów ;) - zajęło mi co prawda kilka godzin, ale wyszło ładnie i precyzyjnie. Szwy rozprasowywaliśmy z Sahibem... na metalowym termosie włożonym do nogawki. Nie kalkulowałam, ile wziąłby krawiec - jednak nasze przygody i satysfakcja nie mają ceny, a spodnie zyskały nowe wcielenie. Tydzień temu pierwszy raz w życiu użyłam krytego suwaka do szytej właśnie sukienki. Takiej prawdziwej, eleganckiej sukienki - z zaszewkami i obszyciami podklejonymi fizeliną, ze starego wykroju. Mówcie co chcecie, ale ktoś, kto skonstruował kryte suwaki, był geniuszem!

Zastanawia mnie, dlaczego wiele osób podchodzi do szycia jak pies do jeża. Od razu z góry zakładają, że to trudne i nie ma szans powodzenia. Wiem, wiem, to ten syndrom, który mam z księgowością... łatwa w istocie rzecz, ale nie wiadomo, z której strony zacząć. ;) Dla tych, którzy mimo wszystko chcieliby spróbować, stworzyłam mini-poradnik:

  „Jak zostać domowym krawcem”

1. Zacznij od czegoś super prostego, jak torba na zakupy, spódnica z gumką w pasie albo kimonowa bluzka.

2. Na początek nie kupuj drogich wełen i jedwabiów. Zacznij od materiału, którego Ci nie szkoda. Świetny będzie stary obrus w dobrym stanie albo materiał z second-handu. Niektóre SH prowadzą sekcję materiałów, a na torby nadają się też grube zasłony.

3. Nie kupuj materiałów: śliskich, nietypowych, bardzo cienkich lub bardzo grubych, o bardzo gęstym splocie (spójrz pod światło), ani dzianin - najlepsze do nauki jest średniej grubości płótno, bawełniane lub lniane.

4. Przed szyciem zdekatyzuj materiał, zwłaszcza z włókien naturalnych. Po polsku - zamocz w ciepłej wodzie, przeprasuj żelazkiem, żeby osiągnął docelowy wymiar.

5. Śmiało korzystaj z samouczków na YT, szyciowych blogów i serwisów - nasze babcie nie miały takiego ułatwienia!

6. Z maszyną jest jak z rowerem - na początek wystarczy jakakolwiek, byle sprawna. ;) Jeśli szyjesz na pożyczonej - koniecznie poproś właściciela o instruktaż. Zapytaj, do czego służą różne stopki i dźwignie, jak nawlec nitkę i jak nawinąć bębenek.

7. Jeśli maszynowe wykończenie detali wydaje Ci się trudne, nigdy nie wahaj się przed użyciem zwykłej igły z nitką - to żaden wstyd. Ba, ręcznie wykończone ciuchy są zwykle najdroższe! Sama lubię wykończyć ręcznie na przykład dziurki do guzików  (mówiąc prawdę - nie umiem ładnie zrobić tego maszynowo).

8. Oglądaj „od środka” kupne ubrania. Jak są uszyte? Jak wykończone? Jak wszyto suwak? W jakiej kolejności zszywano części? Kombinuj, naśladuj, włącz wyobraźnię.

9. Centymetr, ostre szpilki z dużymi główkami, małe i duże ostre nożyczki - to absolutne ABC.

10. Nie zniechęcaj się porażkami, tylko ciesz każdym udanym szwem!

Nie piszę o wykrojach - według mnie nie są absolutnie niezbędne i przez wiele lat odrysowywałam po prostu swoje stare ubrania na kawałku gazety. Gotowe, profesjonalnie skonstruowane wykroje na pewno przydadzą się, jeśli chcesz uszyć dopasowaną sukienkę z zaszewkami albo żakiet z miliona kawałków. ;)

Na fotce kilka moich prac z ostatnich lat - nie miałam za bardzo pomysłu, jak to zdjęcie zaaranżować. Czujecie się zainspirowani? Powodzenia!

20 komentarzy:

  1. ale jeśli nasza cywilizacja upadnie, szycie wróci do łask, zapewne z wieloma innymi umiejętnościami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooo weryfikacja jest, a widzisz, mówiłem, że to nas wszystkich na bloggerze czeka nieubłaganie

      na moim blogu oszczędnościowym, który próbuję postawić na własnym wordpressie (link nieaktywny: oszczedzanie.info.pl) wprowadziłem plugin, który prosi o proste działania matematyczne np: 2+x=7, gdzie trzeba podać x i skutecznie to zatrzymało boty spamerskie

      pozdrawiam

      Usuń
    2. Tak, weryfikacja będzie, ponieważ czasem kilka dni z rzędu jestem całkowicie off line i nie mam możliwości usuwać na bieżąco żenującego spamu. W którymś momencie zrobiło się to już męczące. Nie potrafię tu wprowadzić innej weryfikacji, póki co zostaje, jak jest.

      Usuń
  2. Najwieksze moje osiagniecia przypadly miedzy 19 i 27 rokiem zycia. W sklepach nic nie bylo wiec sie szylo, przerabialo, farbowalo. Podczas studiow kupowalam tez materialy w Budapeszcie, alez mieli wtedy wybor ! Szylam sobie nawet sukienki, spodnice, spodnie , marynarki i 2 plaszcze (w tym jeden zimowy). Z pomoca wykrojow Burdy przekazywanych sobie nawzajem jak jakies skarby i modyfikowane, ulepszane. Kazdza uszyta rzecz byla powodem do dumy, czyms niepowtarzalnym i szanowanym....Niektore rzeczy nosilam po kilka lat :)
    Potem czasy sie zmienily, w sklepach byl wiekszy wybor, w domu inne priorytety, czas zabraly dzieci.
    I nawet jesli nie szyje teraz "prawdziwyc ubran" to maszyne nadal mam i jak trzeba to przyszyje, skroce, uszyje woreczek na prezent , lub serwetki na piknik.
    Ciesze sie jednak, ze mialam okazje poznac coz oznacza szycie sobie ubran. Dodaje to pewnosci siebie i uniezaleznia od uslug krawcowej (a jest ich coraz mniej).
    Pozdrawiam
    Nika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, tak, jeszcze czasy mojej podstawówki to właśnie PRL-owskie braki, które prowokowały kreatywność. Skąd Mama miała Burdy - nawet nie wiem, ale pamiętam, że wśród rodziny i jej koleżanek funkcjonowała sprawna wymiana numerów i szycie na całego! Cała moja znajomość niemieckiego ogranicza się do takich słówek jak Bogen, Grosse, Webkante i rote Kontur. ;)

      Usuń
    2. Braki powodujące kreatywnośc to czasy późnego peerelu. Wcześniej po prostu sie szyło u krawcowej na miarę, albo samemu. A materiały można było kupić i to piękne i wysokogatunkowe. Można też było kupić gotowe ubrania, pięknie uszyte (nie to co teraz - staranność wykonania na pewno nie przeszłaby weryfikacji mojej Mamy, która każda rzecz oglądała od spodu). Pamiętam, że na początku liceum miałam letnią, supermodna kieckę z Dany.Ale dużo się szyło, bo taki był styl wtedy. Spódnic bananówek czy hipisowskich, długich i falbaniastych sukienek nie było w sklepach. Co do Burdy - była normalnie dostepna. Było też Pramo, które potem przestało sie ukazywać, a miało świetne wykroje. Mam do dziś parę numerów i 2 lata temu szyłam pelerynę dla córki z ich wykroju. Wykroje Burdy były tak precyzyjne, że można było szyć bez przymiarek i poprawek. teraz Burda zeszła na psy totalnie - co parę numerów te same wykroje, tylko modele uszyte z czego innego.

      Usuń
  3. "Facet szyjący na maszynie"- jak moi nowi znajomi coś takiego słyszą, to zawsze jest ogromne zdziwienie i niedowierzanie.;)

    Szycie ubrań co prawda dopiero przede mną i od zawsze mam ogromny szacun do osób, które umiejętność szycia takowych posiadają.

    A póki co dziergam sobie sakwy rowerowe, plecaki, portfele...to już na dobrą sprawę nie jest krawiectwo a kaletnictwo. Ale Twój wpis bardzo zainspirował mnie do wzięcia się za ubrania. Na początek? Wezmę wykroje ze starych koszulek czy koszul...

    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam takich panów, co potrafią uszyć spodnie w kroju dżinsów. :) Odwagi!

      Usuń
  4. Dzięki za inspirację i porady. Jestem z tych, którzy do szycia podchodzą jak pies do jeża, chociaż mój pies obojętnie reaguje na jeże (czyt. nie reaguje), więc nie wiem czy to właściwe porównanie. Podziwiam wszystkich, którzy potrafią zrobić coś własnymi "ręcami", u mnie z tym słabo. A babcia była krawcową:)

    OdpowiedzUsuń
  5. szycie ma sens:-)

    w moim rodzinnym domu operatorem maszyny do szycia jest mój tato; do podstawówki biegałam w uszytych przez niego dżinsowych ogrodniczkach, w liceum przerabiał mi kiecki z lat 70. na takie, które pasowały do modowych realiów lat 90.
    teraz, regularnie skraca albo zwęża mi zakupione w sieciówkach ubrania.
    jakie czasy, takie potrzeby.
    a - i nie jest wcale krawcem:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. marzy mi sie maszyna bo choc nie mam wielkich zdolnosci zawsze cos prostego umialam sklecic albo przerobic...
    ale oprocz maszyny potrzebuje tez czasu, a niestety inne pasje pochlaniaja moj czas wolny w 100%... wiec na razie podpatruje te piekne zdjecia na roznych blogach i marze :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Podobnie jak Nika - najwięcej szyłam na studiach. Łatwiej było wtedy o jakiś w miarę sensowny materiał, niż efektowny ciuch. Burda rzeczywiście była kopalnią wykrojów. Nie lubiłam jedynie szyć ubrań na podszewce - żakietów, płaszczy, bo to podwójna robota i zawsze większe ryzyko, że coś nie będzie się dobrze układać. Teraz robię tylko proste rzeczy: skracam spódnice, nogawki u spodni, podszywam zasłony... Umiejętność szycia jednak się przydaje, żeby z byle głupstwem nie biegać do punktu krawieckiego.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja jestem z tych, co przekonali się do szycia. Jako dziecko z zapałem odrysowywałam wykroje dla mamy i przyszywałam guziki do ścinków, a potem jakoś mi przeszło. Do wzięcia za igłę zachęcił mnie chyba głównie wysyp blogów z fajnymi rzeczami, które można popełnić. jak na razie mam na koncie jakieś dwa królisie tildowe, oraz kilka uszytych do spółki z koleżanką patchworków ;) Szyję z materiałów wygrzebanych z czeluści szuflad lub szmateksów, co ma dodatkową zaletę, że jak coś nie wyjdzie to się przeznacza na szmatki i już ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej hej hej!!!! Wracam po 3 tygodniach off line, a tu tyle miłych komentarzy. Dziękuję Wam! ;) Wątki szyjących panów i dzielenia czasu na wszystkie swoje pasje, przyszywanie guzików do ścinków. :) A mnie dziś czeka ekspresowe skracani spodni Sahibowi między jednym a drugim wyjazdem w świat. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wrzuć zdjęcie siebie z tą różową torebusią :P
    A tak na poważnie, to szacun, jesteś kobietą wielu umiejętności i talentów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, chodzę z nią! A co! Mnóstwo mam różowych ciuchów, do których pasuje. ;)

      Usuń
  11. Trochę bzdura z tym stwierdzeniem, że każdy umiał szyć, i chłopka, i arystokratka, ponieważ zawód krawca stary jest jak zawód kurtyzany ;) Biedota szyła sobie sama, bogaci jeździli do krawców, nawet do Paryża.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie każdego stać było na krawca. Jedni - i owszem - zamawiali być może ciuchy nawet w Paryżu, szyli sobie wyprawy po klasztorach, a krawiec przychodził do nich do domu brać miarę. Jednak nie jest przesadą stwierdzenie, że w każdym domu coś tam się szyło. W bogatych domach akurat duży nacisk kładziono na to, by panna na wydaniu umiała np. haftować lub inaczej zdobić odzież. Nikt nie latał do krawca z prostymi przeróbkami, jak skrócenie spodni. Także proste rzeczy, jak bielizna, szyło się w domu. A dziś? Dla niektórych skrócenie spodni to czarna magia.

      Usuń
  12. Ja szycie odkryłam w szkole podstawowej... zaczęło się od ubranek dla lalek, później na długie lata rzuciłam ręczne robótki w kąt, a wróciłam do nich dopiero na studiach, kiedy zaczęłam bawić się "w rękodzieło" i tak powstało kilka torebek, spódniczek....ale potrwało to kilka miesięcy i znowu zaprzestałam, ale czasami taka ochota się we mnie odzywa....lubię tworzyć, a niewątpliwie szycie jest połączeniem jakiejś artystycznej samorealizacji z praktyczną umiejętnością przydatną na co dzień:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Moim zdaniem warto szyć ubrania, nawet jeśli materiał kosztuje tyle co bluzka w sklepie. Warto to można daną rzecz dopasować do swoich potrzeb na przykład zrobić bluzkę dłuższą z tyłu, mały dekolt jeśli wolimy, można zrobić luźniejszą w tali jeśli mamy coś do zatuszowania i przede wszystkim można świadomie wybrać materiał o dobrym składzie wiec ubranie posłuży dłużej.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Ze względu na intensywne ataki spamerskie komentarze tylko z kont Google. Przepraszam za utrudnienia.