Strony

poniedziałek, 22 lipca 2013

Autostopem w czerwonych kurtkach

W tym roku po raz kolejny wybraliśmy się z Sahibem na Islandię. Nie będę się rozpisywać o „krainie lodu i ognia”, o jej krajobrazach, pogodzie i innych atrakcjach, bo wpis byłby siedem razy dłuższy. Pozostanę w temacie autostopu. Przy pomocy tej techniki podróżniczej udało nam się objechać Wyspę dookoła.


Dawno minęły już czasy Książeczki Autostopowicza. Kiedyś, gdy naród był biedny i posiadał samochodów jak na lekarstwo, wakacyjny autostop był często wybieraną opcją przez ludzi w różnym wieku. Spontaniczna podróż bez konkretnego celu albo po prostu dojazd w określone miejsce - sprawdzał się w obu przypadkach i nikt nie traktował go jako obciachu.

Swoje doświadczenia autostopowe zaczęłam wprawdzie po upadku PRL, ale jeszcze w czasach licealnych. Był to tani sposób dotarcia na rajd albo obóz. W 1996 wybrałam się z przyjacielem do Hiszpanii. To było świetne doświadczenie podróżnicze i okazja do szlifowania różnych języków, którymi władaliśmy. Rok później podróżowałam z koleżanką po Szwecji i Norwegii. Legendarna droga E-6 nie raz dała nam popalić. Na Nordkapp nie dojechałyśmy, ale za to opracowałyśmy mały poradnik dla autostopowiczów w tym kraju. ;)

Dla kogo jest autostop? Na pewno nie dla tych, którzy cenią komfort i lubią mieć wszystko zaplanowane. Czasem trzeba poczekać kilka godzin ćwicząc cierpliwość, czasem w trakcie jazdy trzymać plecak na kolanach albo znieść kierowcę-palacza. Niekiedy koniecznym jest przejście z plecakiem kilku kilometrów (tu bardzo przydaje się mały bagaż). Jednak autostop, poza czysto materialną korzyścią, jaką jest jego darmowość, ma jeszcze inne zalety. Przede wszystkim jest to często okazja do dłuższej rozmowy z tubylcami (albo innymi turystami), zatem coś dla ludzi, którzy lubią sobie pogadać, a może nawet mają żyłkę reporterską. Można dowiedzieć się rzeczy, których nie ma przewodnikach i zobaczyć miejsca nie reklamowane w żadnych folderach. Kierowcy bywają oczywiście różni, różnie też bywa ze znajomością języka, jednak przeważnie atmosfera jest bardzo miła. Zdarza się nadprogramowe zwiedzanie - kierowcy bywają dumni ze swoich rodzinnych miejscowości i gdy wykaże się nieco entuzjazmu, chętnie pokazują swoje ulubione kąty. Opowiadają, jak to drzewiej bywało i trochę narzekają na życiowe różności, jak każdy. To pokazuje kraj od innej, nielukrowanej strony.

Wracając do Islandii. Turysta na Islandii ma do wyboru zasadniczo 3 możliwości poruszania się:
wynajęte auto (bardzo droga opcja, nawet dla turystów z Zachodniej Europy - wynajmują i narzekają
autobusy linii turystycznych (można wykupić karnety na określone trasy i podzielić podróż na etapy przerywane zwiedzaniem, jednak koszty są nadal dość wysokie),
autostop (warto zainwestować w czerwoną kurtkę), 
• rower (dla twardzieli z powodu pogody, ale nie mówię „nie”...).

Autostopem podróżowaliśmy już po Wyspie w 2007 roku po południowym zachodzie i nie narzekaliśmy. Zresztą mając w odwodzie wolne środki zawsze mogliśmy też zdecydować się na podjechanie gdzieś autobusem, gdyby czas naglił, co daje pewne poczucie beztroski i bezpieczeństwa. Jednak ani razu nie było takiej potrzeby.

Rzeczywistość przerosła nasze oczekiwania. Sahib podsumował: „Taki autostop to żadna przygoda! Nic epickiego, szło jak po maśle!”. Źle łapało się tylko w miejscach najbardziej turystycznych, za to najlepiej w pobliżu Reykjaviku. Myślę, że maksymalnie czekaliśmy około dwóch godzin, ale to wyjątek. Zazwyczaj zatrzymywał się jeden z pierwszych samochodów, czasem nawet jeszcze zanim ustawiliśmy się na odpowiednim „posterunku” i pomachaliśmy. Miłe zaskoczenie - przeważnie brali nas Islandczycy i na 1500 przejechanych łącznie kilometrów, ponad 1000 przejechaliśmy właśnie z nimi. Zdarzyła się para wracająca z rockowego festiwalu; homeopatka; couch-surferka z synkami świetnie mówiącymi po angielsku; pianistka; zwykły gość z córką, psem i przyczepą campingową puszczający przez 200 km Boba Marleya; a także mocno wytatuowany kierowca autobusu wracający „na pusto” do swojej miejscowości, który karkołomną górską szutrówką pruł na pamięć! 180 km przejechaliśmy z przesympatyczną parą licealistów polskiego pochodzenia, mieszkających we Wschodnich Fiordach, którzy zdradzili nam mnóstwo ciekawostek o edukacji, pracy, związkach zawodowych, służbie zdrowia itp.

ZALETY AUTOSTOPU NA ISLANDII

Islandia pod względem sieci komunikacyjnej jest specyficznym krajem. Główna droga jest tylko jedna i opasuje Wyspę wokoło. To tzw. Ring Road czyli Obwodnica (niech Was nie zwiedzie ta nazwa - wciąż całe kilometry drogi nr 1 to szutrówka, a jednokierunkowe mosty spotyka się co krok). To zdecydowanie ułatwia podróż - nie trzeba pracowicie wypisywać kartek z celem podróży, wystarczy stanąć na pobodzu. Boczne drogi odchodzą w stronę fiordów, no i gęstsza sieć jest na południowym zachodzie, jednak większość samochodów porusza się Ring Roadem. Druga zaleta autostopu na Islandii - nie ma dużych miast, które trzeba by omijać i które zwykle są zmorą autostopowicza w Zachodniej Europie. Poza aglomeracją Reykjaviku, która rozciąga się na przestrzeni jakiś 20 km, miasteczka są maleńkie i wystarczy parę minut, żeby być „na wylotówce”. Trzecia zaleta - im dalej od Reykjaviku, tym większe odległości między miastami, więc rośnie prawdopodobieństwo złapania wielokilometrowych podwózek. Czwarta zaleta - to spokojny, rolniczy i nieco senny kraj, jeden z najbezpieczniejszych na świecie. Mało kto łamie przepisy drogowe (mandaty są ponoć bardzo wysokie), ale nawet tam, gdzie w promieniu 200 km nie uświadczy się policjanta ani radaru, miejscowi z przyzwyczajenia jadą z dozwoloną prędkością. Poza tym bez najmniejszych obaw brały nas samotne kobiety i ludzie z dziećmi.

WADY AUTOSTOPU NA ISLANDII

Na pewno minusem autostopu jest na Islandii zmienna pogoda. W tym roku trafiło się tak deszczowe lato, jakiego najstarsi Wikingowie nie pamiętali. Czasem z Sahibem mokliśmy w namiocie, czekając z narastającą frustracją na koniec opadów. Warto też podkreślić, że wykorzystaliśmy duży ruch podczas sezonu turystycznego, podczas gdy przez pozostałą część roku na drogach bywa pusto.

Na koniec jeszcze mała dygresja. Być może ktoś uzna, że autostop to naciąganie innych kierowców, no bo przecież oni płacą za benzynę. Albo że to obciach, coś jak żebranie na ulicy albo szukanie jedzenia po śmietnikach. Myślę, że warto zweryfikować takie podejście. Przede wszystkim, kierowcy to nie głupki i jeśli ktoś się zatrzymuje, to po prostu ma na to ochotę, nie traktując podwożenia innych jak czegoś specjalnego. Skoro i tak jedzie w tę samą stronę, to przeważnie nie robi mu to różnicy. Nie wiem, jak to teraz wygląda w Niemczech albo we Francji, ale po Islandii w ten sposób podróżują wszystkie nacje - nie tylko my z „biednego słowiańskiego Wschodu”, ale i Włosi, Hiszpanie, Francuzi, Amerykanie... Nie byliśmy nawet najstarsi, widziałam dwie siwe panie zawzięcie machające na poboczu. W popularnych miejscach oprócz nas ustawiały się konkurencyjne grupki, które wcześniej spotykaliśmy na kempingach. Było międzynarodowo i sympatycznie.

Myślę, że jest to fajny sposób taniego podróżowania. Nie dla każdego, nie wszędzie, ale czasem warty uwagi. Przygoda sama w sobie.

A Wy - co myślicie o autostopie? Podróżowaliście tak kiedyś? A może należycie do tych kierowców-aniołów, co zabierają ludków z pobocza nawet w ulewnym deszczu? ;)

12 komentarzy:

  1. Swietny pomysl na urlop... Ja podrozowalam autostopem tylko raz z moim chlopakiem gdy bylam tuz po maturze a on konczyl studia. Szkoda, ze tak bardzo chcial sie zenic (a ja nie,no, chyba ze pare lat pozniej), bo moze zjezdzilibysmy kawal swiata. Pozniej nigdy juz nikt z mych partnerow zyciowych za autostopem nie przepadal..:)
    Chyba cos mnie minelo :)
    Lice na dalsze relacje z tej wyprawy :)
    Pozdrawiam Nika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze jeszcze możesz nadrobić będąc tą drugą stroną - i zabierając autostopowiczów. :) Oczywiście jadącej samotnie kobiecie zawsze zalecam ostrożność!
      Kiedy mieliśmy samochód, często kogoś braliśmy, choć głównie na krótkich trasach blisko domu.

      Usuń
  2. "Nie wiem, jak to teraz wygląda w Niemczech albo we Francji"

    niestety wygląda słabo jeśli chodzi o ilości autostopowiczów - a przynajmniej w porównaniu ze złotymi latami 1995-2000, kiedy sam podróżowałem po Europie. Pamiętam, że na wielu stacjach stało przeważnie po kilka osób z kartonikami kierunkowymi, teraz od paru lat będąc kierowcą a nie pasażerem, autostopowiczów po prostu nie spotykam (jeżdżę na zachodzie średnio 2-3 razy w roku samochodem od 2006 roku). Nawet w Polsce, po której jeżdżę w miarę często samochodem, i do tego często sam (był rok, że kursowałem co weekend na trasie Toruń-Warszawa-Toruń), nie widuję za często autostopowiczów.

    najwyraźniej kombo "tanie linie lotnicze w Europie + polskie busy w kraju" wydrenowały rynek podróży za jeden uśmiech :( chociaż oczywiście nadal zdarza się, ostatnio wiozłem autostopowicza, który jeździł w ten sposób "dla zasady", a nie dla oszczędności - dlatego trzeba wypatrywać podróżników

    OdpowiedzUsuń
  3. jeszcze apropos deszczowego lata, wiem o czym piszesz - byliśmy w połowie studiów z Sobolem w Szkocji, nie ma dla mnie nic bardziej frustrującego niż próby złapania stopa w odludnym miejscu przy padającym deszczu :( tak zmokliśmy i tak było wilgotno, że aż zanocowaliśmy w schronisku górskim, żeby wysuszyć przemoknięte kurtki i spodnie (niestety i tak nie wyschły i trzeba było chodzić do końca w krótkich spodenkach, na szczęście było coraz cieplej i blisko powrotu)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tak z tym moknięciem na stopie to nielekko, może dlatego w Skandynawii nie była to najpopularniejsza forma podróżowania (ale już Włosi z kolei dobrze wiedzą, o co chodzi). Chyba masz rację, że część ludzi wybiera to dla zasady i jako przygodę samą w sobie, nie z braku środków. Chociaż za zaoszczędzone na Islandii pieniądze kupiłam piękne wełniane włóczki!

      Usuń
  4. Dodam jeszcze, że nowoczesna forma autostopu - mniej spontaniczna, bardziej zaplanowana, to wszelkiego rodzaju portale oferujące wspólne przejazdy potencjalnym kierowcom i pasażerom, carpooling itp. Być może ze względu na powszechny dostęp do internetu taka forma wyprze tradycyjny autostop. W tej chwili zarejestrowałam się na próbe na jednym z portali (BlaBlaCar) i czekam na opcję dotyczącą jednego przejazdu, który potrzebuję zrealizować wkrótce. Zobaczymy, czy się uda, bo kierunek trochę niszowy (Warszawa-Stalowa Wola).

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialna sprawa. Ja co prawda od autostopu jako głównego środka transportu na wyjazdach zawsze stroniłem. Było to takie dla mnie: albo wcale się nie przemieścimy, albo zjedziemy 1000km. I jak tu coś zaplanować?! Kiedyś zdarzało się co prawda, że kiedy szedłem na przystanek autobusowy by pojechać do miasta obok, po prostu wystawiałem rękę i zanim podjechał autobus ja już jechałem stopem, ale nigdy nie było to na długie trasy. Często też na obozach harcerskich w czasie wędrówek, złapanie stopa było "kozackie".:)

    W tym roku natomiast z koleżanką zabookowaliśmy sobie bilety do Gruzji i ona przekonała mnie do autostopu. Doszła później jeszcze dwójka znajomych i tym sposobem, po 1500km w Gruzji na stopa, przekonałem się do niego na 100%. Tylu ludzi co poznaliśmy, tyle spontanicznych akcji które wynikły, no super!

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi do autostopowiczki jeszcze trochę brakuje... Chyba boję się tych wszystkich oszustw, nagabywań i różnych innych mniej przyjemnych przygód. Może kiedyś mi się odwidzi i ruszę w świat, bo moi znajomi bardzo sobie chwalą taki sposób podróżowania, a Islandia... Cóż, to miejsce, które zawsze chciałam odwiedzić-może właśnie przemierzę ją autostopem? : )
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobra karma na stopie - warto o niej pamiętać mijając stojącego na poboczu backpackersa. Daje to świetną okazję do zdobycia ciekawych informacji o okolicy. Czasami trzeba złamać lokalne przepisy, np: Vancouver Island, BC - zakaz zabierania autostopowiczów?!

    OdpowiedzUsuń
  8. Osobiście również bałbym się podróżowania autostopem ze względu na te wszystkie zagrożenia. Pewnym zabezpieczeniem są jednak portale na których można się umówić z daną osobą ze zweryfikowanymi danymi na wspólną podróż. Z tej opcji być może kiedyś skorzystam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już korzystałam i bardzo wysoko oceniam tę możliwość. To taki "nowoczesny autostop" można powiedzieć. Jeszcze kilka przejazdów i może napiszę o swoich doświadczeniach.

      Usuń
  9. Heh... myśmy już dawno nie byli na żadnych wakacjach (serio!) Trzeba nadrobić, jak nic! Tylko, że z nas leniuchy się zrobiły przeokrutne, to raz, a dwa, że Darek urlop jakiś to pewnie dopiero zimą będzie mógł sobie zrobić. No nic, coś wykombinujemy, choć zapewne nie będzie to nic 'egzotycznego' ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Ze względu na intensywne ataki spamerskie komentarze tylko z kont Google. Przepraszam za utrudnienia.