Mikołaj nawiedził mnie już w Andrzejki. I przyniósł prezenty - książki Dominique Loreau, w tym nowość „Sztuka minimalizmu w codziennym życiu.”
Pani Guru nie raz została skrytykowana za swój ton wypowiedzi albo filozoficzne rozważania. Mnie to nie przeszkadza. Dobrze mi się czytało, spędziłam przyjemny wieczór przy kozie na wsi. Może dlatego, że sama jestem trochę przemądrzała i odporna, gdy ktoś próbuje mnie do czegoś przekonywać. ;)
Mogłabym dyskutować z tysiącami zdań zapisanych w książkach Loreau. Podam jedno przykładowe ze „Sztuki umiaru”:
Trudno jest spożyć samemu całą główkę sałaty, ponieważ szybko się psuje.
Phi, główka sałaty! Też coś! Dwie główki sałaty to dopiero posiłek w sam raz. Przynajmniej, jeśli jesteś osobą, którą mąż i znajomi nazywają „Królikiem”...
W książce „Sztuka minimalizmu w codziennym życiu” pojawiają się jednak nowe, interesujące wątki, na przykład dogłębny rozdział o przyczynach, dla których wiele osób boi się wyrzucać lub nie może zabrać za porządki. Obszerna część dotyczy praktycznych technik np. wyrzucaj rzeczy w rytmie pór roku albo jesteś wściekły? to idealna chwila, aby opróżnić szafy.
Po lekturze trochę niepotrzebnie wdałam się w dyskusję z przyjacielem, który ma problem z pozbywaniem się rzeczy i zaprowadzeniem porządku. Do niczego go oczywiście nie namawiałam, ale takie osoby często reagują negatywnie na samo słowo „minimalizm”. Jedni rozumieją, że niezałatwione sprawy i niepotrzebne bambetle blokują życiową energię, a inni nie. Sama przekonałam się już kilka razy (po każdej fali domowych czystek), że usuwanie nadmiaru, podobnie jak gruntowne porządki albo remont powodują przypływ energii, pozytywnego myślenia i kreatywności. Wydaje mi się jednak, że gdy ludzie nie są gotowi, by samemu spróbować, namawianie ich nie ma żadnego sensu.
Z grubsza można podzielić ludzi na takich, którzy:
1. mają mało i dobrze im z tym,
2. mają dużo i dobrze im z tym,
3. mają dużo i widzą w tym problem (edycja: niektórzy problemu nie widzą, ale im źle).
I trzeba się z tym chyba pogodzić, może wyjątek to pary minimalista-chomik, zwłaszcza w odmianach bliskich ekstremów.
Zetknięcie na nowo z poradnikami pani Guru spowodowało, że znowu zapragnęłam wkroczyć na ścieżkę odgracania. Ostatnio odwiedziła nas osoba, którą uważam za swoją mentorkę minimalizmu. Zapytałam ją, czego radziłaby mi się pozbyć (osoby patrzące z dystansu to nowe światło na stare sprawy). Powiedziała, że nie widzi takich rzeczy, oczywiście zrobiło mi się bardzo miło. Ha, ale przecież nie zaglądała do szafek i szuflad!
Wczoraj postanowiłam zatem rozprawić się z częścią papierów. Wyobraźcie sobie, co znalazłam po ponad dwóch latach robienia porządków:
- jeszcze jeden zeszyt ze studiów,
- pudełko pełne dobrych pinezek (nie mamy w domu żadnej tablicy korkowej),
- stosy niezapisanych notatników, które Sahib przywozi z różnych konferencji,
- plastikowe sztywne okładki do przechowywania dyplomów
- i jeszcze mnóstwo innych dyrdymałów, niepotrzebnych dokumentów itd.
Znalazłam też rzeczy, które być może kogoś ucieszą (grudzień - świetny moment na niespodziewane przesyłki).
I znowu książki. Tym razem część zamierzam wysłać do schroniska Jaworzec w Bieszczadach, w którym trwa akcja tworzenia biblioteczki. To świetny pomysł, sama ostatnio znalazłam tam ulubionego autora.
Minimalizm jest dla mnie przygodą, podróżą bez końca. Dowiaduję się o sobie nowych rzeczy, niektóre tematy tracą na ważności, pojawiają się inne. Rzeczy (podobnie jak pieniądze) powinny chyba płynąć, być w ruchu i tak jest dobrze.
Czy u Was też odgracanie odbywa się falami?
wtorek, 4 grudnia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie wiedziałam, że ukazała się kolejna książka! Dziękuję za info :)
OdpowiedzUsuńDo kategorii ludzi dodałabym jeszcze jedną grupę: mają dużo, nie widzą w tym problemu, ale jest im źle.
A może chciałabyś odsprzedać tę książkę?
OdpowiedzUsuńNa razie nie - jest jeszcze kilka osób w otoczeniu, które chcą przeczytać. Myślę, że to jedna z książek, które będą miały wzięcie.
UsuńU mnie też idzie to falami :) Zwykle skokowo. Pewnego dnia zaczynam dostrzegać nadmiar tam, gdzie wcześniej zupełnie nie byłam w stanie go zauważyć.
OdpowiedzUsuńKsiążki jeszcze nie czytałam, czeka na odbiór w pobliskiej księgarni. Ciekawa jestem, jakie będą moje odczucia po przeczytaniu...
U Ciebie spodziewam się profesjonalnej recenzji. ;)
UsuńNo, nie wiem. "Sztuka planowania" zmęczyła mnie na tyle, że nie wiem, kiedy zdobędę się na wyskrobanie czegoś sensownego na jej temat ;-)
UsuńTego nie mam i nie czytałam. Mam strasznie niezaplanowane życie, wszystko... ale nie wiem, czy pragnę zmiany. ;)
UsuńWbrew tytułowi dzieło to traktuje o sztuce tworzenia list wszelakich. I samo robienie list jest OK., ale Pani Loreau wydaje się mieć na tym punkcie jakąś szaloną obsesję. Jej zdaniem całe życie ma się sprowadzać do prowadzenia miliona różnych i różnistych mniejszych i większych list. Może jednak o tym napiszę, jak ochłonę - lektura to niedawna.
UsuńRobienie list jest pewnie użyteczne... ale ja tak nie lubię być ich niewolnikiem!
Usuńchętnie poczytam o tym robieniu list, sama często robię listy ale przeczuwam, że pani loreau wyćwiczyła się w tej sztuce do granic absurdu :D
UsuńCoś w tym jest. Jak jestem wściekła, zabieram się za porządki. Uspokaja to nerwy a i w domu robi się jakoś przyjemniej :-)
OdpowiedzUsuńNiestety, u nas nie jest lekko. My mamy bardzo dużo. Chłopu dobrze z tym, ja widzę w tym lekki problem, chociaż jestem gadżeciara i minimalizm jest mi bardzo obcy. Staram się po prostu jakoś utrzymać balans.
Riannon, ja myślę, że mieszkając na wsi i prowadząc hodowlę psów oraz gospodarstwo agroturystyczne (i Muzeum!) jesteście w pełni usprawiedliwieni. :) Dla mnie granicą jest komfort - jeśli muszę dłużej czegoś szukać niż później używam albo znajduję w domu coś zupełnie bez zastosowania - nie waham się wyrzucać... Ale jeśli każda rzecz ma miejsce i swoją funkcję, to nie ma przecież nic złego w tym, że jest ich więcej.
Usuńpff, co za bzdurą z tą sałatą ;)
OdpowiedzUsuńbedę polować w bibliotece, raczej nie kupię, sztuke prostoty akurat czytałam wielokrotnie, bo mama ją ma (o, może kupię mamie i sama przy okazji poczytam)
To jeszcze dorzucę licytację, kto ile cykorii potrafi zjeść naraz! ;)
UsuńHEHEH
UsuńJako wege-maksymalistka uuuwielbiam. Mogłabym zjeść pewnie całe opakowanie, ale współspacz konkuruje :).
fajnie, że zamieściłaś info o zbiórce książek - już wiem gdzie trafi stosik okołopodróżniczy! Szast.prast
OdpowiedzUsuńBędzie zatem co czytać podczas kolejnego pobytu w Jaworcu. ;)
UsuńU mnie tez wyrzucanie odbywa sie na ogol falami. Czasem to wielka fala jak tsunami. Potem tylko taki sztorm od czasu do czasu. Na codzien to tylko male fale jak przy zefirku.
OdpowiedzUsuńNajgorzej jest z papierami, te umowy rachunki, zaswiadczenia. Im wiecej segregujesz i wyrzucasz, tym wiecej ci przybywa.
Ksiazke mam juz od czasu gdy zostala wydana w oryginale i od czasu do czasu wracam do niej. Chetnie porownam wersje polska. Niektore rzeczy docieraja do nas inaczej w jezyku ojczystym. Inne brzmia wrecz arogancko, choc w oryginale nie odnosi sie tego wrazenia.
Pewnie kupie , przeczytam i podaruje komus w prezencie. Ilez juz osob obdarowalam "Sztuka prostoty" w oryginale i po polsku. I ciesze sie, bo kilku osobom pomoglam w ten sposob nauczyc sie unikania nadmiaru.
Co do glowek salaty, to we Francji sa one czesto dwa razy wieksze niz w Polsce, moze dlatego Pani Guru jak ja nazywasz :) pisze o niemoznosci zjedzenia caleg glowki.
Ale ja bym pewnie zadnej glozwki salaty nie dala rady zjesc w calosci :)
Dlatego gratuluje wszystkim "Krolikom" :)
Pozdrawiam
Nika
Tak, te fale są rzeczywiście różnej wysokości. ;) Jestem gotowa zmierzyć się z francuską sałatą. Zresztą nie przypominam sobie, żeby we Francji wielkość główek sałaty zrobiła na mnie jakieś wrażenie. ;)
UsuńA moze w Japonii salata jest jeszcze wieksza? :))
OdpowiedzUsuńJeśli je się co pięć godzin posiłek wielkości małego grapephruita główka sałaty faktycznie może być problemem :)
OdpowiedzUsuńNo w sumie tak, ale w ciągu 3-4 godzin spokojnie można sobie z nią poradzić. ;)
Usuńsałata dobrze się upycha ;)
UsuńCześć,
OdpowiedzUsuńsą jeszcze ludzie co:
- mają średnio i dobrze im z tym
- mają średnio i nie dobrze im z tym.
A tak generalnie w wielkim uproszczeniu to są ludzie, którym:
- dobrze z tym co mają
- nie dobrze z tym co mają.
Pozdrawiam
Alex
Racja racja!
Usuńtak...właśnie znów jestem na fali...
OdpowiedzUsuń:) fajny wpis... jak zawsze
OdpowiedzUsuńJa niby nie chomikuję ale... ale... ale...
zawsze coś się tam znajdzie :)
Pozdrawiam serdecznie!
Jak dobrze, że tutaj trafiłam. Nie miałam pojęcia, ze ukazała się nowa pozycja tej autorki :)
OdpowiedzUsuńwpadłam sobie i muszę przemyśleć.
OdpowiedzUsuńMa ktoś pomysł co można zrobić z pudełkiem pinezek, setką niezniszczonych koszulek do segregatora wraz z segregatorami i z dziesiątką czystych notesików z logiem firm farmaceutycznych? Wyrzucić szkoda, a miejsce zajmuje... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSegregatory, koszulki - oddać komuś, kto ma biuro? A notesiki - nie wiem, może jakimś dzieciom na origami?
UsuńZ notesikami chyba tak zrobię. Z koszulkami zastanawiam się, bo paczka 100szt. kosztuje parę złotych, więc kto będzie chciał używane? Kolekcjonowałam kiedyś materiały prasowe o Johnnym Deppie, które zajmowały kilka segregatorów. Materiały sprzedałam, ale koszulki i segregatory zostały... relikty czasów przed minimalizmem w moim życiu ;-)
OdpowiedzUsuńTrzeba było sprzedać z koszulkami. ;) Jak są w kiepskim stanie, to chyba pozostaje tylko wrzucić do kontenera na plastik...
Usuń