Strony

wtorek, 27 września 2011

Kalaniemi i Peón - 7. Warszawski Festiwal Skrzyżowanie Kultur

W niedzielę rozpoczął się kolejny, siódmy już Warszawski Festiwal Skrzyżowanie Kultur. Rozpoczął się od koncertu Urszuli Dudziak w Sali Kongresowej. Jako prości ludzie wybraliśmy się z Sahibem dopiero wczoraj na koncert "namiotowy" pod PKiN. Rzadko bywamy na koncertach, więc muzyka grana na żywo robi na nas przeważnie duże wrażenie. Na Festiwalu zaś co roku można posłuchać wykonawców niszowej muzyki z pogranicza folku, która nieczęsto pojawia się w mediach, a i w sieci znajdują ją raczej znawcy. Wczorajszy koncert upłynął pod hasłem "Kobiety Świata na Skrzyżowaniu Kultur".
Jako pierwsza wystąpiła Maria Kalaniemi - fińska mistrzyni gry na akordeonie, a zarazem śpiewaczka.
Rzeczywiście jest prawdziwym wirtuozem - z niewiarygodną szybkością uderzając w guziczki instrumentu, wydobywa ludowe, rzewne rytmy swoich rodzinnych stron, płynnie przechodząc do rozmaitych muzycznych inspiracji, jak chociażby tanga, polki, melodii cygańskich itd. Momentami jest to muzyka wymagająca skupienia, innym razem zachęcająca do beztroskiego poskakania. Towarzyszyło jej dwóch muzyków: niepozorny blondyn-gitarzysta oraz niesamowity, żywiołowy rudzielec o długich włosach, przygrywający na fisharmonii oraz harmonijce. Muszę przyznać, że przez cały koncert zastanawiałam się, czy jest to jego prawdziwy kolor włosów. To coś, czego w radiu nie da się zobaczyć :) Występowi Marii Kalaniemi zabrakło nieco żywiołowości, choć kilka żartów na pewno pomogło nawiązać dialog z publiką. Sahib, wielbiciel jej talentu, był zachwycony. Ja na pewno nie raz jeszcze sięgnę po jej klimatyczne nagrania.

Publiczność znacznie bardziej rozkręciła się, gdy na scenie pojawiła się hiszpańska artystka - Mercedes Peón. Ubrana w czerń kobieta o wyglądzie mniszki szybko pokazała się jako indywidualistka o sile wulkanu. Mercedes to taka osoba, o której mówi się, że ma wielką "wyobraźnię muzyczną". To znaczy, że zagrałaby nawet na starej puszce i kawałku patyka, tworząc spójną kompozycję. W tle jej muzyki leci elektrobit z playbacku, co niektórym może przeszkadzać, jednak wszystkie kompozycje są własnego autorstwa artystki. Donośny, niesamowity wokal, gra na dudach (!), tamburynie, perkusji brzmią na tym tle żywiołowo, czasem tajemniczo, czasem dyskotekowo czy wręcz bollywódzko. Mercedes wie, kiedy szeptać lub dyszeć, a kiedy drzeć się na całe gardło. Może nie jest to głos tej klasy co Sainko Namtchylak (inna skala i technika śpiewu), jednak robi wrażenie. Warto tu na marginesie przypomnieć, że również Sainkho akompaniuje sobie sama z playbacku. Mercedes ciekawie wkomponowuje do muzyki śmiech, dzwoneczki, dźwięki wody. Sahib stwierdził, że to muzyka robiona pod publikę o niewybrednych gustach, wydaje mi się jednak, że ocenił ją za surowo. Monika skrytykowała playback. Na pewno ciekawiej by było, gdyby zamiast elektronicznego podkładu grało z artystką kilku muzyków, najlepiej tak żywych jak ona, jednak nie każdy jest gotowy na tego rodzaju współpracę. W każdym razie Mercedes nieco poderwała drętwą publiczność z krzeseł i już za to należą się brawa. Osobiście jestem wielką fanką gry na dudach i tym zostałam kupiona. Na koniec tylko dodam, że kobiety ogolone na łyso coś w sobie mają, przenosząc kobiecość w inny wymiar.

(Zdjęcia pochodzą z materiałów festiwalowych. Nie znam niestety autorstwa.)

7 komentarzy:

  1. Mercedes Peón robi muzykę pod publikę o niewybrednych gustach??? To znaczy, że większość znanych mi ludzi to wybredni koneserzy, bo ten typ muzyki w ogóle do nich nie przemawia ;) Mnie Peon zachwyca - kobieta-wulkan i rzeczywiście ogromna wyobraźnia muzyczna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lilybeth, dzięki za odwiedziny. Specjalnie zamieściłam komentarz Sahiba, z którym nie do końca się zgadzam. O Kalaniemi powiedział, że to profesjonalistka, natomiast o Peón, że jest dobrze wylansowana. Natomiast mnie podobała się zarówno bardziej stonowana muzyka Kalaniemi, jak i żywiołowość Peón. Elektrobity mi nie przeszkadzają, a na koncertach szukam nie tylko wartości poznawczych, ale tak zwyczajnie - dobrej zabawy, rytmu, zaskoczenia. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Żałuję, ze nie słyszałam Peon na żywo, może wtedy łatwiej byłoby mi wyrobić sobie opinię na ten temat. Poszukam natomiast muzyki Marii Kalaniemi, bo bardzo mnie zainteresowałaś, i Sainkho Namtchylak, bo nie znam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sainkho - koniecznie! Oczywiście youtube nie zastąpi muzyki na żywo... ale zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przesłuchałem na YouTube wszystkich artystów o których pisałaś i najbardziej wpadła mi w ucho Mercedes Peon. Świetny głos! W miarę ciekawie brzmi też Barbara Furtuna i Corvus Corax.

    Swoją drogą miałem zamiar coś napisać o podobnej tematyce bo w wakacje byłem na folkowym festiwalu w Czeremsze. To tuż przy Białoruskiej granicy na Podlasiu, występują tam głównie artyści ze wschodu i środkowego wschodu Europy. Z Warszawy nawet łatwo się tam wybrać bo kursuje specjalny DARMOWY pociąg na festiwal. Tu link do strony festiwalowej: http://www.festiwalczeremcha.pl/program

    OdpowiedzUsuń
  6. Okazuje się, ze oprócz sportu mamy jeszcze spory kawałek zupelnie innego życia, innych zainteresowań. Gdy jednak spotykamy się gdzieś prawie wszystkie rozmowy są tylko o bieganiu albo rajdach. ciekawe...
    Hiu

    OdpowiedzUsuń
  7. Paweł,
    dzięki za info o Czeremsze. Sahib byłby zachwycony - siedzi w tych wschodnich folkowych klimatach. Zresztą Czeremcha ma klimat nawet bez festiwalu :) Monika twierdzi, że najlepszy był koncert przedostatniego dnia (ja niestety nie byłam) - The Idan Raichel Projekt oraz Sara Tavares.

    Hiu,
    Nie tylko, nie tylko :) W końcu Monika, z którą chodziłyśmy na Festiwal, to moja Rowerowa Koleżanka i Wspólniczka. A gdyby tak ktoś posłuchał, o czym gadamy czasem w lesie jadąc rowerem... ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Ze względu na intensywne ataki spamerskie komentarze tylko z kont Google. Przepraszam za utrudnienia.