Rower rowerem, ale na prawdziwego rajdowca czeka 1001 wyzwań. Postanowiłam więc zapoznać się nieco bliżej z tematem łucznictwa. Niezawodny kolega Bodek zaproponował wspólny wyjazd na strzelnicę myśliwską, która na stanie ma również łuki.
Pan Włodek łuk udostępnił, pan Witek pokazał co i jak. Niełatwo mi było spełnić jego trenerskie ambicje. Ręka-ręka-oko-nos-broda-cięciwa-strzała i co najważniejsze - TARCZA ;) Powoli celność zaczęła jednak wzrastać, gdzieś tak od 10 do 20%. Mowa oczywiście o wcelowaniu w słomianą tarczę o boku 1 metra, nie mam tu na myśli żadnych mikroskopijnych kółek wielkości zeszytu.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jedna strzała, która za mocno utkwiła w tarczy. Ale z pomocą już spieszy Bodek. Nagle... łuuuuup! Tarcza spada z zaimprowizowanego stojaka, dobrze, że Bodek uskoczył, kierując się siódmym zmysłem geparda. Niestety strzała nr 1 poszła w drzazgi.
No ale było jeszcze 9 bałwanków, znaczy - strzał. Celność znów pnie się w górę. I gdy osiąga już 50% (cud!!!) pojawia się kolega Bodka, zwany Przystojniakiem. "Oooo, łuk! Mogę spróbować?" Ależ oczywiście, w końcu jestem tu tylko gościem (gościówą).
Kolega Przystojniak składa się fachowo, naciąga cięciwę całą swoją Mocą, strzała leci prosto w środek tarczy! Nagle.... łuuuuuup! Niestety cała tarcza oraz powbijane w nią przeze mnie strzały walą się na ziemię...
W obliczu takiej klęski, gdy zostało już tylko 5 bałwanków, nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń, a ratując co się da, postanowiłam przerwać chwilowo moją błyskawicznie rozwijającą się karierę łuczniczą. A tak naprawdę, to myślę, że strzelałam tak marnie, bo brakowało mi rajtuzów i oczywiście kaptura ;)
piątek, 29 października 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie załamuj się Ula, będzie z Ciebie niezła Marion:) Ja też bawiłem się kilka razy w strzelanie w zeszłym roku. Łuk tradycyjny, łuczysko z tworzywa sztucznego. Zawsze chciałem być Robin Hoodem, to mój idol z dzieciństwa. Niestety, nie mogę strzelać. Jestem leworęczny i jak strzelam zawsze bije mi w lewo. Po jakimś czasie nauczyłem się trafiać w tarcze celując... dwa metry na prawo.
OdpowiedzUsuńNastępnym razem będzie lepiej,nie zapomnij tylko tych rajtuzów i kaptura .Ja też miałam w swoim życiu taki łuczniczy epizod.Łuk był zrobiony z patyka i sznurka.Jedno pamiętam że mi się takie strzelanie podobało a wyniki.........to było dawno.Pozdrawiam Ela
OdpowiedzUsuńDziękuję , pewnie że będzie lepiej skoro gorzej być nie może ;) Celność 10% to chyba zawsze jest jako wyjściowa. Można przyjąć, że 1 strzała na 10 wystrzelonych sama trafia w tarczę.
OdpowiedzUsuńKiedyś miałam 2 łuki, bodajże Polsportu, drewniane, z drewnianymi strzałami. Aktualnie korzystałam z jakiegoś kompozytu, a strzały niestety węglowe (=drogie).