Strony

środa, 21 grudnia 2016

O zapomnianej przyjemności – nauce języków

Żyję w swoim stylu i tempie, w rytmie swoich zainteresowań. Dlatego w okresie przed świętami, pewnie dla wielu gorącym, napiszę jak zwykle od czapy, o czymś zupełnie innym niż porządki, gotowanie, prezenty-nie-prezenty i jak nie dać się zwariować (o tym było zresztą rok temu).

Trzy tygodnie temu zaczęłam się uczyć nowego języka. Zawsze pojawiał się w okolicy, przeglądałam niekiedy czasopisma, jakiś film się zdarzył, podobało mi się brzmienie, ale nigdy nie zaczęłam uczyć się go systematycznie. W końcu nastąpił splot kilku okoliczności, które spowodowały, że chęć zamieniła się w zamiar, a zamiar został zrealizowany. Wymagało to między innymi ogarnięcia nie działającej w pełni karty dźwiękowej, zakupu słuchawek i wywiadu wśród znajomych na temat polecanych darmowych kursów.


Uczę się dużo, czasem 2-3 godziny dziennie. Akurat pracy trochę mniej, więc mogę sobie na to pozwolić. Przypomniałam sobie, jak to frajda i że języki zawsze mnie kręciły. Lubiłam wynajdować nowe słówka, logikę gramatyki, cieszyło rosnące rozumienie ze słuchu. Sama nie wiem, dlaczego do tego języka zabierałam się tak długo. Może dlatego, że nie był mi do tej pory do niczego potrzebny. Uczę się więc dla własnej przyjemności i dla rozruszania mózgu.

Mózg jest w ogóle zadziwiającą maszynerią (o tym napiszę kiedyś osobno, czytam trochę na ten temat). Moje myśli zaczęły intensywnie bombardować słówka z innych, lekko przykurzonych w głowie języków. Śnią mi się nawet czasami. Jest w tym niesamowita energia, ten słynny flow. I trochę mentalnej ucieczki od tego, co dzieje się w Polsce i na świecie – nie zamykam na to oczu i uszu, ale czasem - jak każdy pewnie - mam dość. Otwieram wtedy zeszyt, puszczam nową lekcję, przeszukuję internetowe słowniki, puszczam jakiś filmik albo podcast albo ćwiczenia wymowy. Wymyślam też różne techniki, jak być jednocześnie uczniem i własnym nauczycielem. Produkuję na przykład oldskulowe, dwustronne fiszki albo wymyślam zdanka do przetłumaczenia za parę dni, żeby sprawdzić, czy materiał dobrze „się uleżał.” I dobrze się przy tym bawię!

Pomaga mi brak oczekiwań, presji, terminów, klasówek. W takiej sytuacji, wbrew pozorom, o wiele łatwiej mi zmobilizować się – jestem typem buntownika, trudno mi działać pod dyktando zewnętrznych nakazów. Tymczasem idę ulicą i mamroczę pod nosem dialogi z podręcznika. ;)

Dawno nie uczyłam się języków. Ostatnio aż w czasach... przedinternetowych (tak, trudno uwierzyć, ale były takie czasy). Jak bardzo zmieniła się technika, jak wyszła naprzeciw potrzebie uczenia się! Za darmo można dostać naprawdę dużo dobrej jakościowo treści, przynajmniej dla popularnych języków. To jest naprawdę fantastyczne. Dlatego jeśli się wahasz, czy się uczyć, czy warto zaczynać – to po prostu zacznij. Bardzo polecam taki eksperyment!

13 komentarzy:

  1. Polecam naukę przez słuchanie piosenek i równocześnie uczenie się ich tekstu, chociaż do tego trzeba już trochę jezyk znać. No i kinematografia!
    Z piosenek chyba tylko Herbert Grunemayer może nam być po drodze, z filmów: cała Doris Dorrie, Tykwer, Schipper, Haneke

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za polecanko. Na razie jestem wierna Herzogowi, a poza tym uwielbiam go jako narratora - mówi bardzo wyraźnie i coś tam rozumiem. Odkopuję jego zapomniane perełki-dokumenty. Na przykład z „Wielkiej ekstazy snycerza Steinera” wyłapałam następujące (i jakże sezonowe!) słówka: springen, skispringen, flug oraz sprung. ;)

      Usuń
  2. Ciekawe, jaki to język, którego się uczysz ;)

    Też lubię uczyć się języków, niestety czasu trochę brak, więc tylko podtrzymuję znajomość ... od dziecka dobrze znam rosyjski, ale to z rodzinnych względów. Wcześnie - bo już w szkole podstawowej - zaczęłam uczyć się francuskiego, też trochę z rodzinnych względów. Znam go praktycznie biegle, choć ponieważ rzadko teraz używam, to trochę zapominam - tak mi się przynajmniej wydaje. Znam oczywiście angielski, ale uczyłam się go już znając francuski, więc miałam pewne problemy i nadal gramatyka nie zawsze jest dla mnie klarowna. Ale angielskiego najczęściej teraz używam. Żeby być z nim na bieżąco, chodzę na lekcje prywatne, bo jednak język mówiony to więcej, niż tylko czytanie. I tu ciekawostka - też zaskakuje mnie mój mózg - gdy nie pamiętam, albo nie znam jakiegoś słowa po angielsku, od razu, niejako samo nasuwa mi się na myśl słowo w języku francuskim, tkwiące gdzieś w zakamarkach pamięci. Zawsze rozśmiesza to moją nauczycielkę, a mnie zadziwia. Wniosek - to, czego się uczymy, zostaje w mózgu zapisane na zawsze, tylko czasem trudno do tego dotrzeć i tylko wydaje nam się, że nie pamiętamy! (o mózgu, swoją drogą, też czytam, więc z niecierpliwością czekam na wpis)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś mija miesiąc, odkąd zaczęłam. Przerobiłam pierwszą część kursu. Język - niemiecki. Zazdroszczę francuskiego, chciałam się uczyć, ale koleżanka mnie zniechęciła. Ale teraz już nie żałuję, że stanęło jednak na niemieckim. Poza tym w planach na dalszą przyszłość mam jakieś języki skandynawskie, może szwedzki, może norweski, więc niemiecki będzie tutaj dobrym punktem wyjścia, jak sądzę. No i w planach jeszcze włoski... życie może okazać się za krótkie na to wszystko. ;)

      Usuń
  3. Heh, mnie niemiecki jakoś zniechęca, nie wiem, dlaczego, chyba nie podoba mi się melodia, że tak powiem. Trochę szkoda, bo niemieckojęzycznych jest wiele krajów alpejskich ... Trochę za to rozumiem już słoweński, z racji częstych wyjazdów, a kusi - hiszpański, na razie ciągle przede mną :)
    Jedno wiem - każdy język trzeba ćwiczyć w praktyce: mówić, rozmawiać, bo w moim przypadku sama lektura to za mało, później okazuje się, że wszystko rozumiem ale niewiele jestem w stanie powiedzieć, ech.
    Powodzenia w nauce! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, wiele osób przyznaje, że uczyło się długo niemieckiego, a nic nie potrafią powiedzieć. Ciekawe, czy to specyfika języka? Bo wymowa nie jest bardzo trudna, może oprócz gardłowego RRRRR, które mi na razie nie wychodzi, ale to chyba kwestia osobnicza, bo niektórzy wydają z siebie ten dźwięk na zawołanie. ;) A co do melodii języka - mi właśnie podchodzi i jak zauważyłam stosunek do brzmienia języka niemieckiego jest zero-jedynkowy - jedni go uwielbiają, inni nie znoszą. Stanów pośrednich brak. ;)

      Usuń
  4. Cześć; cieszę się, że mogłem dzięki Twojemu wpisowi pomnożyć motywację do nauki języka. Obecnie uczę się języka włoskiego. Uwielbiam ten kraj, lubię Włochów m.in. za ich rodzinne nastawienie, żywiołowość. Lubię też "śpiewność" języka włoskiego. Zetknąłem się z opinią iż nie należy uczyć się języka na podstawie tekstów piosenek ze względu na fakt iż piosenki nierzadko pisane w duchu poezji celowo łamią zasady gramatyki, tworzą swoiste kolokacje itd. Ze swej strony polecam - i to sprawdziłem na własnej skórze - wybrać sobie jakiś prosty serial albo komediowy albo z tych z cyklu opery mydlane. Chodzi o to, żeby fabuła nie była zawiła, słownictwo powtarzalne i proste. Ja po drugim sezonie "Dwóch i pół" w języku angielskim porządnie się osłuchałem. Znam inne osoby, które też tak zrobiły i również twierdzą, że to jest najlepsza metoda na osłuchanie się. Potem można przejść do normalnych filmów, wiadomości i w ogóle trudniejszego materiału. Pozostałe umiejętności ćwiczymy na podobnej zasadzie zaczynamy od prostego materiału. Jeśli chodzi o mówienie to mz nic nie zastąpi uczenia się pewnych zwrotów czy dialogów na pamięć. Zwróćmy uwagę, że podobnie robią dzieci. Jeśli chodzi o gramatykę - to jest to obecnie kwestia sporna: są i zwolennicy jej poznawania i tacy, którzy uważają, że jej znajomość zwłaszcza "dogłębna" nie jest konieczna i że w szkole zbyt duży nacisk kładzie się na nią.

    Podobnie jak Ty nie lubię presji egzaminów, terminów. Uważam, że przy takim podejściu - jak najbardziej - nauka języka może być czystą przyjemnością.

    Pozdrawiam
    Janusz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ten obszerny i ciekawy komentarz. Myślę, że każdy ma swoje sposoby, choćby dlatego, że niektórzy lepiej odbierają przekaz wzrokowy, inni słuchowy. Pokrótce powiem, jak to wygląda u mnie. Uczę się niemieckiego. Uważam, że na tym etapie, na jakim jestem (tj. jako osoba dorosła, która uczyła się w życiu już kilku języków), bez sensu byłoby dla mnie uczenie się bez gramatyki. Również dlatego, że gramatyka niemiecka jest akurat dość złożona. Zgadzam się jednak, że nawet gramatykę łatwiej zapamiętać, gdy się słucha i powtarza - dobrze wchodzi wtedy do głowy i człowiek przestaje się zastanawiać, jaka końcówka czasownika będzie dla której osoby. Taki postęp bardzo cieszy, zwłaszcza w początkach nauki. Jeśli chodzi o filmy - wolę obejrzeć coś, co mi sprawi jednocześnie przyjemność. Akurat z niemieckim mam to szczęście, że mój absolutnie ulubiony i jakże płodny reżyser jest Niemcem - to Werner Herzog. Oglądam różne jego filmy, także stare krótkie dokumenty. Cieszy mnie, gdy z potoku mowy mogę wyłapać coraz więcej słów i zwrotów. Oczywiście do pełnego rozumienia jeszcze bardzo daleko, ale filmy te znam z tłumaczeń, więc jest łatwiej. Moim zdaniem warto łapać różne „kanały” w danym języku - nawet z memów w internecie można nauczyć się nowych, fajnych słówek (są takie językowe stronki chociażby na fejsbuku).
      Włoski to mój kolejny plan! Bardzo podoba mi się jego brzmienie, choć jest tak różne od niemczyzny. ;)

      Usuń
    2. Zapomniałam dodać, co jest u mnie najskuteczniejsze. Otóż... dość oldskulowy pomysł, jakim są fiszki. Zapisuję sobie na nich konkretne zdania i zwroty z poszczególnych lekcji, dwustronnie. Już nazbierało mi się kilkaset fiszek, codziennie losuję kilkadziesiąt do powtórzenia.

      Usuń
  5. Fiszki mogą być dobrym pomysłem. Co do wzrokowców / słuchowców... Zawsze myślałem, że nie jestem słuchowcem. Odkąd pamiętam z wykładów wynosiłem mniej niż z przeczytanych książek. I w taki sposób uczyłem się języka angielskiego. Teraz kupiłem sobie kurs audio włoskiego i ku swojemu zdumieniu odkryłem, że jeśli chodzi o język jestem słuchowcem :) Tak więc trzeba próbować wszystkiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda! Ja też uważam się za wzrokowca, nawet pamiętam zawsze po której stronie zeszytu co mam zapisane. Ale jeśli kilka razy przesłucham jakieś scenki, to jednak wpadają w ucho. ;)

      Usuń
    2. Witam,
      Ja uczę się hiszpańskiego metodą "kombinowaną" fiszki + audio i bardzo polecam , ta metoda angażuje rownoczesnie wzrok i słuch. W Empiku , mozna kupic tzw fiszki z rożnych jezykow za przyzwoite pieniadze.

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Ze względu na intensywne ataki spamerskie komentarze tylko z kont Google. Przepraszam za utrudnienia.