Strony

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Poza świątecznym labiryntem

Świąteczny amok w pełni. W sklepach nawet przed południem kłębią się tłumy. Ze straganów straszą świecące paskudztwa. Kiedy słyszę biadanie znajomego czterdziestolatka, który jak co roku nie ma pojęcia, co kupić rodzicom „pod choinkę”, zastanawiam się nad wypaczonymi sensami świętowania, które przyniosła nam cywilizacja dobrobytu.

Gdybym miała określić najważniejsze zmiany, które dało mi poznanie minimalizmu i idei prostego życia, wcale nie byłby to większy porządek w domu albo ilość wolnego czasu. To też, oczywiście. Jednak wydaje mi się, że te najgłębsze zmiany to zmiany mentalne - większa znajomość samej siebie, asertywność, życie po swojemu.


Święta to specyficzny czas, gdy rosną oczekiwania rodziny, gdy wypada to i tamto. Wypada dawać prezenty albo spędzać czas za stołem. Wypada myć okna albo gotować gary kapusty z grzybami. Łatwo wtedy stracić z oczu własne potrzeby, możliwości i chęci (a także zdrowy rozsądek). Łatwo dać się wmanewrować w schemat, który - nie oszukujmy się - jest sprytnie podkręcany i lukrowany przez marketingowców.

Uderzam może w zbyt ostry ton. Przecież jest wiele osób, które uwielbiają tę gonitwę. Ale czy wszyscy? I czy na pewno gonitwę? Czego naprawdę szukamy w świętowaniu? Przeżyć metafizycznych? Doznania ludzkiej wspólnoty? Odmiany od codzienności? Bo przecież nie napełnienia żołądka do syta - to robimy przez okrągły rok...

Sama kiedyś ulegałam przedświątecznej gonitwie, i to mimo nie uznawania przeze mnie świąt religijnych. Na szczęście okazało się, że wypisanie się z tych „zwyczajów” jest realne. Był to proces stopniowy. Trwał parę lat. Koniec z kłopotliwymi prezentami, z obżarstwem, z bezsensownymi dekoracjami.

Życzę Wam znalezienia własnych ścieżek - i tych świątecznych, i tych codziennych. A sobie życzę, żeby nareszcie przyszła porządna, śnieżna, sprzyjająca zimowym sportom - zima!

10 komentarzy:

  1. Komentując Twój wpis Tofalario na szybko - zgadzam się w 100%.
    "Na szybko", bo za chwilę "wigilia" w pracy ... (tu powinnam dodać: bez komentarza ...).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No oczywiście, jak mogłam zapomnieć o "wigiliach w pracy" :D Ale coś wcześnie u Was?
      Pozdrówki!

      Usuń
    2. Tofalario, wcześnie, no bo wiesz, trzeba ją było jakoś u umieścić w grafiku innych podobnych spotkań "resortowych" ...
      "Świąt" - w obecnym tego słowa znaczeniu - nie lubię i praktycznie nie obchodzę, najchętniej czas od 15.12 do 15.01 spędziłabym gdzieś daleko. Ale nie będę robić przykrości rodzicom i braciom, choć bywało, że wyjeżdżałam. Rodzinę dalszą mamy daleko i w różnych miejscach a nawet strefach czasowych, święta spędzamy więc kameralnie. Nie kupuję prezentów, czasem coś symbolicznego. Ja zaś dostaję od lat: różne bakalie, orzechy oraz herbatę ;) - wiadomo, że te rzeczy się u mnie nie zmarnują ;). Nie chodzę po galeriach i kiermaszach, nie znoszę okołoświątecznego kiczu, a na sam dźwięk jakiegoś "christmas" w sklepie spożywczym mam ochotę z niego wybiec. Z rodziną spędzam tylko wigilię, później cieszę się z dni wolnych od pracy i spędzam je w plenerze :).

      Usuń
    3. Nasz kompromis to wigilia z rodzicami, poza tym też mamy spokój i siedzimy w lesie albo na kanapie. Jeden znajomy ukuł takie określenie "towarzysko ujemny". Coś w tym jest. ;)

      Usuń
  2. A jak technicznie to zrobić?
    Kiedy dla rodziców i teściów właśnie te stosy jedzenia, te wielgaśne prezenty są bardzo ważne?
    Coraz bardziej szukam prezentów "przeżyciowych". Coraz bardziej próbuję układać różne rzeczy we własnej głowie.
    Dajesz nadzieję, że jeszcze parę lat i będzie lepiej ;)
    Zwłaszcza, że dla mnie znaczenie ma właśnie ta religijna część i to na niej najbardziej bym się chciała skupić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamo, tato, co Wy na to, żebyśmy za rok dali sobie tylko symboliczne prezenty? Może użyteczne, czekolada, orzeszki? Przecież wszystko już mamy. (Wyjątek można zrobić dla naprawdę małych dzieci). Można przy okazji porozmawiać o minimalizmie albo prostym życiu. Za rok: mamo, tato, może w ogóle zrezygnujemy z prezentów? Może zamiast tego wpłacimy wspólnie trochę pieniędzy na jakiś cel charytatywny - przecież można umówić się i tak.
      A co do jedzenia - na składkową Wigilię przynosimy dwie proste do zrobienia rzeczy.
      Obecność na Wigilii to nie jest już sam w sobie najlepszy prezent?

      Usuń
    2. Dla mnie religijny (czyli duchowy) wymiar jest najistotniejszy, dlatego tak bardzo juz nawet nie denereuje. ale boli fakt, że "ukradziono" mi świeta. Zaproponowaliśmy teściom brak prezentów - jest nimi nasze spotkanie i potrawy, które przygotowujemy, w tym roku nie ma choinki - skonsultowane z najmłodszą w rodzinie, jak najbardziej po swojemu, dla mnie spotkanie z Bogiem w bliskich ludziach. Nie udało się tylko z "wigilią" w pracy: agresywni ateiści, obojetni, religijnie zaangażowani - wszyscy odbywamy to towarzyskie spotkanie... A przecież z definicji Wigilia jest tylko jedna.

      Usuń
  3. Kiedyś już pisałam o prezentach: http://tofalaria.blogspot.com/2012/11/wyjscie-z-prezentowego-impasu.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Trudno sie wyzbyc nawykow, ale mozna wszystko zorganizowa rozsadnie. Dwa lata temu mialam na swieta przyjaciol. Umowilismy sie na symboliczne prezenty "do zjedzenia". Byly ciasteczka, czekoladki, herbatki.
    W tym roku bedzie raczej ksiazkowo, ale i wtedy maksimum dwie ksiazki starannie dobrane tematycznie.
    A i jedzenia bedzie mniej niz w Polsce, bo we Francji uklada sie menu na posilek, a nie robi sie tony dan i ciast. To akurat mi odpowiada, bo kto by to przejadl.. Moze to i jeden z powodow dlaczego od 25 lat byla w Polsce na swieta chyba ze cztery razy? Tony jedzenia i prezentow na Wigilii u mej rodziny w Warszawie powalaja... Po prostu mnie to przytlacza i wole sama urzadzic swieta, ktore sa duzo skromniejsze, choc nie minimalistyczne.
    W sumie umiar nie musi oznaczac ascezy, ale to co sie dzieje w wielu domach mnie przeraza... (nadmiar wszystkiego)
    I mimo, ze lubie atmosfere jarmarkow bozonarodzeniowych i kiczowatych dekoracji jak w Alzacji (pisze dzis ze Strasburga) to nigdy nic nie kupuje bo wiekszosc to rzeczy absolutnie nieprzydatne. Kurzolapow nie cierpie. W tym roku jedynym zakupem bylo jedno wino grzane w dekoracyjnym kubeczku i pan sie bardzo zdziwil, gdy oddalam kubek (zwrot kaucji), bo wszyscy sobie je zatrzymuja. Ja juz mam kubkow tyle ile trzeba i wiecej mi nie potrzeba, a wino wypilam, bo bylo zimne.
    No ale gdyby wszyscy zwiedzali jarmarki jak jak, to szybko by splajtowaly :)))
    Pozdrawiam
    Nika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za podzielenie się francuskim puntem widzenia. Sama już nie wiem, skąd wzięła się w Polsce ta bizantyjska wystawność. Czy to skutek dziejowych wirów i biedy czy naśladowanie "zachodnich" wzorców, które - jak widać - niekoniecznie były rzeczywiście tak bogate.

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Ze względu na intensywne ataki spamerskie komentarze tylko z kont Google. Przepraszam za utrudnienia.