Ostry dach, jak połonina,
i przebija, co potrzeba -
chmury, strachy, myśli złe.
Tu się jedzie po przygody,
liście, tropy i widoki.
Tu przy świeczce wieczór mija,
raz samotnie, a raz w tłumie.
Nowe twarze - stare stoły,
nowe koty - stary piec,
nowy śnieg - ale duch stary.
Tutaj jedno słowo - jest jak setki słów.
Bacówka w Jaworcu - pierwsze schronisko PTTK w Bieszczadach. Oddane w 1976 roku. Chyba nie muszę nikogo przekonywać, że to dobry rocznik? W końcu jesteśmy równolatkami. ;)
Nie ma ciepłej wody, nie ma prądu. Na szczęście nie ma też malkontentów, którym by to przeszkadzało. Pierwszy raz byłam tu w 1992 roku. Później wiele razy, w różnych okolicznościach, a to rowerem z sakwami, a to z plecakiem, sama albo z kimś, latem albo zimą.
Bieszczady jesienią zawsze godne polecenia. Nawet jeśli zamiast w suchych bukowych liściach brodzi się w śniegu po kostki i całymi dniami marznie na szlaku. ;)
Lubicie jesienne góry? Macie jakieś swoje ulubione miejsca?
Zdjęcia: Marcin "Sahib" Klisz
czwartek, 8 listopada 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
nie wiem, oj nie wiem, jaka na to patrzę... moją uwagę zwróciła butelka po Żołądkowej Gorzkiej na stole
OdpowiedzUsuń...czy większa ochota rozgrzać się (mój patent to pół miarki do herbaty z cytryną i cukrem), czy recenzję napisać :)
Admin R-O
Ha, dobrze patrzysz :) Pierwszego dnia przyszliśmy tak zmarznięci (przyznaję, trochę nas warunki termiczne zaskoczyły), że Sahib zaordynował błyskawiczną rozgrzewkę. Oczywiście po jedzeniu. Przy takich temperaturach to nawet się tego nie czuje...
Usuńa ja godzinę temu trochę przemarzłem i teraz próbuje się dogrzać piwem Fortuna miodowe oraz Fortuna czarne :)
UsuńLubię każde góry:-) o każdej porze roku góry są piękne!Więc nie mam ulubionych, troche zdjęć z gór jest na blogu.
OdpowiedzUsuńBieszczady, Bieszczady......aaaaaaaach są takie piękne, takie nieoklepane, takie prawie dzikie.
Dlaczego tak daleko od Wrocławia?Przydałby się samolot :-)żeby szybko dotrzeć i wspinać się, wspinać.
Ps
Pewnie, że dobry rocznik:-) Witam w kręgu TEGO ROCZNIKA:-) ha ha
Jesteśmy jak dojrzałe winko:-)
No proszę, 76 górą! Latem Bieszczady nie bywają wcale takie dzikie, jak można by sądzić. Znajomi z dolnośląskiego zawsze narzekają, że w Bieszczady daleko, ale przecież tuż pod nosem macie takie piękne góry!
UsuńJa 73:-) ale "górą" tak jest:-)!Te pod nosem schodzone nie jeden raz, ale te ciekawsze górki daleko:-( Najważniejsze, że chce się chodzić i ma się zdrowie aby chodzić.Czy to ważne jakie, no nie?
UsuńJa kocham każde góry. Małe, duże, znane i nieznane!
UsuńW jadalni schroniska dorwałem się do półki z książkami i znalazłem coś dla siebie "Dzienniki Kołymskie" Jacka Hugo Badera! Zimno, ciemno i nawet trochę głodno, a do tego całkiem na końcu Świata. Od tamtej pory właśnie z Kołymą będę kojarzył bacówkę na Jaworzcu. Szkoda tylko, że trzeba było opóścić to klimatyczne miejsce... nie zdąrzyłem doczytać do końca Dzienników.
OdpowiedzUsuńJak ktoś je tylko liofy, to mu głodno. ;)
UsuńO, mile zaskoczyłaś mnie postem. Jutro się w Bieszczady wybieram :) Widzę, że plecak dobrze spakowałam.
OdpowiedzUsuńA rozgrzewkę rzeczywiście dobrą sobie zafundowaliście... ;))
Daj znać, czy śnieg się nie stopił.
UsuńŚniegu były ilości śladowe (ale wystarczyło go, by dostać kulką w plecy). Jednak wiatr był tak lodowaty, że ciepły ubiór się przydał.
UsuńParę lat temu trafiłem do tego schroniska, być może pamięć mnie myli ze schroniskiem Pod Rawkami, ale to chyba tam jadłem bardzo smaczny czekoladowy omlet. Pamiętam także świetne schronisko w starej owczarni o nazwie "Koniec świata" w Łupkowie. Przetartych szlaków! :)
OdpowiedzUsuńRawki i Łupków równie fantastyczne. Ale Jaworzec... jakoś ulubiony. Po Rawkami gospodarzyła kiedyś pani Ewa i można było zjeść gigantyczny omlet z jagodami i bitą śmietaną. Ciekawe, co teraz serwują.
UsuńTo wnętrze wygląda niezwykle klimatycznie. Dawno nie byłam w schroniskach, ale żeby tak pięknie było, nie pamiętam. Jeśli wiadomo, czego można się spodziewać i człowiek jest przygotowany, to nocki w takich miejscach stanowią prawdziwą romantyczną przygodę.
OdpowiedzUsuńW świetle świec każde wnętrze wygląda pięknie. ;) Riannon, może powinnaś o tym pomyśleć?
UsuńJaworzec. To było chyba w poprzednim wcieleniu. Tyle razy. Takie różne ja tam były, tyle kluczowych i małych spraw.
OdpowiedzUsuńMałe światełko na przeciwległym zboczu jak się idzie od Terki. Resztki sadu gdy iść na Smerek stamtąd. Jelenie z okna jadalni. Odśnieżanie drogi do kóz. Tyle zim, jesieni, wiosen. Teraz nie będę pracować tylko kurcze przypominać sobie, nieładnie tak ludziom w głowach mącić.
Ja pamiętam, jak zimą sobie spałyśmy na samej górze, na pięterku na podłodze.
UsuńAż mi się łezka w oku zakręciła, niecały miesiąc temu, gdy zamiast śniegu były jeszcze kolorowe liście, odwiedziliśmy to schronisko po drodze na przełęcz Orłowicza, mają tam przepyszny rozgrzewający napój imbirowy. Mniam :) Co do naleśników gigant serwują je teraz w Wetlinie w Chacie Wędrowca.
OdpowiedzUsuńLubię Twojego bloga.
Pozdrawiam serdecznie,
Anka
Jest cel na kolejny wyjazd. ;)
UsuńBieszczady...
OdpowiedzUsuńTrafilam do Ciebie przypadkiem, nie ukrywam, ale Bieszczadzki post rozedrgal moja dusze.
Polecam Ci jeszcze schronisko na kolo Malej Rawki. Tam jest troszke wiecej wcywilizacji.
Bieszczady lubie wczesna wiosna lub pozna jesienia, kiedy ziab przegania wczasowiczow.
Przed wyjazdem tutaj pozegnalam sie z Bieszczadami trasa w blocie i sniegu po kolana. I nic tak dobrze nie rozgrzewa,jak bieszczadzki samogon:)
Pozdrowka z prawie ameryckich Bieszczad, jestem teraz w Appalachach, ale prawie robie wielka roznice:)
Znam Rawki i bardzo lubię.
UsuńW studenckich czasach należałam do Klubu Hawiarska Koliba. Wydzierżawialiśmy chałupy najpierw na Kowańcu w Nowym Targu, później na Waksmundzie, a na koniec AGH dało kasę na kupno chałupy w Jamnem w Ochotnicy Górnej.
OdpowiedzUsuńChałupy w Kowańcu i na Waksmundzie nie miały prądu, wody, łazienki. Ich klimat był niepowtarzalny. Ten klimat tworzyła chałupa ale też ludzie, którzy w niej przebywali.
Dziś młodzi członkowie klubu wybierają raczej klimaty Kaukazu. Chałupa w Ochotnicy przeszła w obce ręce, bo nikt nie jest zainteresowany jej prowadzeniem.
Tym bardziej mile zaskoczona jestem, że są jeszcze ludzie zachwycający się nocowanką w chałupie bez prądu.
Dziś mało nocuję w schroniskach. Trochę chodzę po górach, najczęściej w towarzystwie psów :) więc schroniska z definicji odpadają.
Czasami z nostalgią wracam w znajome miejsca. Niestety upływ czasu spowodował, że wiele z nich po prostu nie poznaję.
Ewa
W Jaworcu byli ludzie z psem. Miejscowe psy nie przeszkadzały (tym bardziej liczne koty). Klimaty Kaukazu - czemu nie, gdybyśmy mieli więcej czasu, to również chętnie!
Usuń