Strony

piątek, 9 kwietnia 2010

Dodo, wodniczka i gamonie

Pamiętacie ptaka dodo? Nie chodzi o żadnego bohatera kreskówki, tylko o dużego nielota, który w dawnych, cudownych czasach mieszkał sobie na Mauritiusie. W XVII wieku dodo podzielił los naszego europejskiego tura - pozostało po nim tylko kilka szkieletów i opowieści. A co to ma wspólnego z wodniczką i co to w ogóle takiego - wodniczka?

Pierwsze skojarzenie być może prowadzi Was w stronę pierwotniaków i ich wodniczek tętniących, trawiących i robiących inne dobre rzeczy. Chodziło mi jednak o coś innego. Bo wodniczka to także mały ptaszek, który żyje sobie na torfowiskach. Nieliczny i coraz rzadszy, w miarę jak kurczy się teren, na którym może sobie mieszkać w spokoju. Za jakiś czas po wodniczce może zostać tylko szkielecik, a w spisie gatunków będziemy koło jej nazwy stawiać krzyżyk.

Dlaczego piszę o wodniczce akurat dziś?

Wczoraj po długich bojach przy wsparciu dzielnego kalkulatora udało mi się rozliczyć nareszcie PIT-y. Na sam dźwięk tego słowa wielu z Was na pewno cierpnie skóra i nie chcecie czytać dalej. Bo dalej będzie trochę strasznie. Ale też trochę optymistycznie. Niestety, wiosna to kwiecień, kwiecień to podatki, podatki to PIT-y, a skoro PIT-y, to kataklizm w urzędach i na poczcie, niczym najazd mrówek faraona. Jedyny pozytywny aspekt rozliczania PIT-a, poza tym, że robimy to wiosną, to zabranie sprzed nosa fiskusowi 1% swoich podatków. Rok temu dziesiąt złotych, które wypadły nam w odpowiedniej rubryczce, przekazaliśmy z Sahibem właśnie na wykupienie gruntów pod rezerwaty wodniczki nad Biebrzą.

Viva la wiosna! Viva la wodniczka!

Jakie było moje zdziwienie, gdy po przeprowadzeniu spontanicznej ankiety wśród znajomych odkryłam, że wielu z nich rezygnuje z tego, żeby jednym kiwnięciem palca przekazać te parę złotych na wybraną OPP, czyli Organizację Pożytku Publicznego. Jeśli ktoś mówi, że „nie ma na to czasu" to uważam go za zwykłego lenia, barana i gamonia. Albo naiwniaka, który myśli, że państwo lepiej spożytkuje te pieniądze i żyć będziemy w kraju mlekiem i miodem płynącym. Nie będziemy!

Żeby wytrącić leniom ostatni argument z ręki, od bodajże dwóch lat wspaniali pitspece ułatwili nam zadnie. Nie musimy robić żadnych przelewów, bo wystarczy tylko wypełnić dwie, słownie: dwie, rubryczki - w jednej wpisujemy nazwę, w drugiej numer KRS wybranej organizacji. Zajmuje to łącznie tyle, co policzenie do dziesięciu, nawet jeśli nazwa jest długa. Całą resztę, czyli przelew, robi za nas urząd! I żeby było jasne - to są pieniądze, którymi możemy dysponować tylko na dwa sposoby: OPP lub fiskus. To nie są pieniądze, które możemy w inny sposób odzyskać.

Czy agituję za ptakami? Nie.

Niech każdy sobie znajdzie, co mu w duszy gra - macie do wyboru prawie 8 tysięcy organizacji, którym możecie przekazać swoje pieniądze. Możecie ulec reklamom, w końcu banery na temat 1% atakują nas już od początku roku. Albo możecie poszukać sobie czegoś, co Wam najbardziej pasuje ideologicznie, listę znajdziecie tutaj.

Macie do wyboru niepełnosprawnych, chore dzieci, strażaków, górników, abstynentów, artystów, piłkarzy, karateków, wędkarzy, foki, ptaki, bezdomne psy i inne zwierzęta. Jak ktoś jest bardzo leniwy, to niech wyjrzy za okno, czy gdzieś tam jakiś baner nie wisi w zasięgu wzroku. Lepsze to niż nic.

Dla wielu organizacji ten 1% to być albo nie być. A jeśli z tej możliwości nie korzystamy, to tak, jakby w domu kapało nam z cieknącego kranu w bezdenną, nienasyconą paszczę fiskusa. Kap, kap, kap...

Czego Wam nie życzę, amen.

ps. Memento na fotce - drewniana figurka dodo, została przywieziona z Madagaskaru przez znajomych, Basię i Michała - leśników i ornitologów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Ze względu na intensywne ataki spamerskie komentarze tylko z kont Google. Przepraszam za utrudnienia.