Tradycyjne potrawy wigilijne przenoszą nas w czasy, gdy jadano - zwłaszcza na wsi - proste potrawy z sezonowych, lokalnych składników. Wiecie, że ryba wcale nie była obowiązkowym elementem wieczerzy? Rybę trzeba było przeważnie kupić, a na to nie każdy mógł sobie pozwolić.
Strony
▼
wtorek, 25 grudnia 2012
czwartek, 20 grudnia 2012
Domowe pieczywo chrupkie - otręby na salony
Hm, w okresie przedświątecznym na blogach huczy od przepisów na pierniki, bigos i inne smakołyki. Postanowiłam Was zaskoczyć - oto przepis na niesamowite, naprawdę chrupkie i pyszne domowe pieczywo. Pewnego razu w gronie znajomych siedzieliśmy u koleżanki Moniki, która stosuje różne diety. Siedzimy tak przy stole, tam jakieś ciastka, orzeszki. Nagle Monika wyjmuje z piekarnika bardzo niepozorny wypiek - płaski, brązowy placek. Ale ten zapach...!!!
Placek - ku zaskoczeniu gospodyni - połamany, zniknął w oka mgnieniu. Tak oto otręby wkroczyły na salony. Jak się później okazało, byliśmy szybcy jak gepardy na polowaniu. Ten wypiek miał jej bowiem starczyć na kilka kolejnych dni jako błonnikowy element diety.
Placek - ku zaskoczeniu gospodyni - połamany, zniknął w oka mgnieniu. Tak oto otręby wkroczyły na salony. Jak się później okazało, byliśmy szybcy jak gepardy na polowaniu. Ten wypiek miał jej bowiem starczyć na kilka kolejnych dni jako błonnikowy element diety.
czwartek, 6 grudnia 2012
Proste pudełko bez kleju
Wiele prezentów jest tak fajnych, że można ich w ogóle nie pakować. Nie jestem zwolennikiem kolorowych papierów, celofanów itd. To zwykle jednorazowa przyjemność. Czasem jednak chcemy podarować komuś coś bardzo skromnego. Ładne opakowanie sprawia, że zwykły drobiazg, na przykład paczuszka migdałów :) awansuje do rangi superprezentu.
Z okazji Mikołaja mam dziś dla Was patencik - jak zrobić proste pudełko na prezent.
Z okazji Mikołaja mam dziś dla Was patencik - jak zrobić proste pudełko na prezent.
wtorek, 4 grudnia 2012
Minimalizm - nieustająca przygoda
Mikołaj nawiedził mnie już w Andrzejki. I przyniósł prezenty - książki Dominique Loreau, w tym nowość „Sztuka minimalizmu w codziennym życiu.”
Pani Guru nie raz została skrytykowana za swój ton wypowiedzi albo filozoficzne rozważania. Mnie to nie przeszkadza. Dobrze mi się czytało, spędziłam przyjemny wieczór przy kozie na wsi. Może dlatego, że sama jestem trochę przemądrzała i odporna, gdy ktoś próbuje mnie do czegoś przekonywać. ;)
Pani Guru nie raz została skrytykowana za swój ton wypowiedzi albo filozoficzne rozważania. Mnie to nie przeszkadza. Dobrze mi się czytało, spędziłam przyjemny wieczór przy kozie na wsi. Może dlatego, że sama jestem trochę przemądrzała i odporna, gdy ktoś próbuje mnie do czegoś przekonywać. ;)
czwartek, 29 listopada 2012
Wyjście z prezentowego impasu
Wczoraj bardzo ucieszył mnie telefon od mojej Mamy. Jak co roku Mama organizuje Wigilię. Wyobraźcie sobie, że nareszcie wymyśliła sposób na wyjście z prezentowego impasu!
Przez wiele lat z podarkami pod choinkę bywało u nas różnie. Bywały tanie, bywały drogie. Użytkowe (przeważnie), rzadziej coś służącego tylko ku ozdobie. Ręcznie robione albo kupne (kiedyś umówiliśmy się, że mogą być tylko rzeczy w paski). Czasem galopowała u nas pod drzewkiem straszna konsumpcja. Rzadko spotykamy się na co dzień, nie znamy swoich realnych potrzeb, więc bywały rozczarowania i prezenty, z którymi nie wiadomo, co począć.
Przez wiele lat z podarkami pod choinkę bywało u nas różnie. Bywały tanie, bywały drogie. Użytkowe (przeważnie), rzadziej coś służącego tylko ku ozdobie. Ręcznie robione albo kupne (kiedyś umówiliśmy się, że mogą być tylko rzeczy w paski). Czasem galopowała u nas pod drzewkiem straszna konsumpcja. Rzadko spotykamy się na co dzień, nie znamy swoich realnych potrzeb, więc bywały rozczarowania i prezenty, z którymi nie wiadomo, co począć.
niedziela, 25 listopada 2012
Historia turboszczotki
Dzisiaj gościnnie na Korzystnych zakupach.
Zapraszam do lektury o odkurzaczu, sprzedaży niepotrzebnych gadżetów i o logice marketingowej sprzedawców "więcej za mniej, a mniej za więcej".
Zapraszam do lektury o odkurzaczu, sprzedaży niepotrzebnych gadżetów i o logice marketingowej sprzedawców "więcej za mniej, a mniej za więcej".
piątek, 23 listopada 2012
Ulubiony kolor - o wężach, miodzie, mapach
Pewnego razu, gdy byłam na studiach (ech, kiedy to było!) nasza grupa na specjalizacji została poproszona o wypisanie na karteczkach swoich ulubionych kolorów oraz takich, za którymi nie przepadamy. Przyznaję, że to pytanie zbiło mnie z pantałyku. Jaki kolor lubię - ale kolor CZEGO?
Czy ma być to kolor ubrania, sypialni, kuchni, talerza, ręcznika, a może budynku za oknem? Kwiatu, plecaka, stołu, roweru, a może kolor na mapie (studiowałam kartografię)? Jak można rozpatrywać kolor pozbawiony kontekstu?
Czy ma być to kolor ubrania, sypialni, kuchni, talerza, ręcznika, a może budynku za oknem? Kwiatu, plecaka, stołu, roweru, a może kolor na mapie (studiowałam kartografię)? Jak można rozpatrywać kolor pozbawiony kontekstu?
środa, 14 listopada 2012
Perfekcyjna Pani Domu - nie, dziękuję
Jakiś czas temu z koleżanką, która ma TV, oglądałyśmy angielską wersję programu Perfekcyjna Pani Domu. Takie programy są dość kuriozalne, a dla kogoś, kto na co dzień nie ma TV - traktują o kosmitach z innej galaktyki. ;)
Większość osób sprzątania nie lubi, ten temat prowokuje lawinę narzekań. Jako dziecko konsekwentnie odmawiałam pomocy w sprzątaniu, bo uważałam, że właściwie to jest czysto, a Mama przesadza (częsty przykład różnych standardów wyznawanych przez współmieszkańców).
Większość osób sprzątania nie lubi, ten temat prowokuje lawinę narzekań. Jako dziecko konsekwentnie odmawiałam pomocy w sprzątaniu, bo uważałam, że właściwie to jest czysto, a Mama przesadza (częsty przykład różnych standardów wyznawanych przez współmieszkańców).
czwartek, 8 listopada 2012
Jaworzec, Bieszczady
Ostry dach, jak połonina,
i przebija, co potrzeba -
chmury, strachy, myśli złe.
Tu się jedzie po przygody,
liście, tropy i widoki.
Tu przy świeczce wieczór mija,
raz samotnie, a raz w tłumie.
Nowe twarze - stare stoły,
nowe koty - stary piec,
nowy śnieg - ale duch stary.
Tutaj jedno słowo - jest jak setki słów.
Bacówka w Jaworcu - pierwsze schronisko PTTK w Bieszczadach. Oddane w 1976 roku. Chyba nie muszę nikogo przekonywać, że to dobry rocznik? W końcu jesteśmy równolatkami. ;)
i przebija, co potrzeba -
chmury, strachy, myśli złe.
Tu się jedzie po przygody,
liście, tropy i widoki.
Tu przy świeczce wieczór mija,
raz samotnie, a raz w tłumie.
Nowe twarze - stare stoły,
nowe koty - stary piec,
nowy śnieg - ale duch stary.
Tutaj jedno słowo - jest jak setki słów.
Bacówka w Jaworcu - pierwsze schronisko PTTK w Bieszczadach. Oddane w 1976 roku. Chyba nie muszę nikogo przekonywać, że to dobry rocznik? W końcu jesteśmy równolatkami. ;)
piątek, 26 października 2012
Czas na sweter
Dzisiaj zaprezentuję dwa swetry, które są moim sposobem na zimę. Niektórzy czytelnicy może pamiętają jeszcze sweterki Sahiba, które kiedyś pokazywałam. Jestem fanką wełny i porządnie zrobionych, gęstych i grubych swetrów. Krótka runda po sklepach przekona każdego, że o taki sweter coraz trudniej, tymczasem dobra jakościowo, oczyszczona wełna nie gryzie i ma świetne właściwości termoregulacyjne. Jest też higroskopijna, a to oznacza, że nie zatrzymuje potu (w przeciwieństwie do akrylu). Ciekawy artykuł na ten temat popełnił ostatnio Mr. Vintage. Skąd więc w naszych sklepach taki zalew akrylowego badziewia? No cóż, głównie chodzi o cenę.
Na szczęście robiąc swetry samemu, można uniknąć wielu kosztów. Szukam zawsze okazyjnie sprzedawanej wełny. Tak było w przypadku tych sweterków.
Na szczęście robiąc swetry samemu, można uniknąć wielu kosztów. Szukam zawsze okazyjnie sprzedawanej wełny. Tak było w przypadku tych sweterków.
poniedziałek, 22 października 2012
Rok bez narzekania
Żyję, żyję. Dzięki, że zaglądacie i komentujecie! Kilka dni temu wymyśliłam sobie i od razu wcieliłam w życie nowy projekt.
Rok bez...?
...NARZEKANIA!
Najlepiej stawiać sobie poprzeczkę na odpowiedniej wysokości. „Rok bez zakupów” albo „rok bez alkoholu” to prościzna, natomiast „rok bez słodyczy” nie ma u mnie żadnych szans. :)
Rok bez...?
...NARZEKANIA!
Najlepiej stawiać sobie poprzeczkę na odpowiedniej wysokości. „Rok bez zakupów” albo „rok bez alkoholu” to prościzna, natomiast „rok bez słodyczy” nie ma u mnie żadnych szans. :)
wtorek, 2 października 2012
Przeziębienie - znachor domowy
Stało się - dopadło mnie! Drapie w gardle, kręci w nosie - nic przyjemnego. Wiele osób w takiej sytuacji czym prędzej pędzi do apteki, ja tymczasem zaglądam do kuchennych zakamarków, bo tam można znaleźć prawdziwe skarby i babcine patenty na przeziębienie. Dawniej ludzie, zwłaszcza na wsi, mieli olbrzymią wiedzę praktyczną o różnych dzikich roślinach leczniczych. Część z tej wiedzy przetrwała (głównie w książkach), część wykorzystały farmaceutyczne koncerny. Ale, prawdę mówiąc, do aptek mam ograniczone zaufanie. Właściwie kupuję tam głównie plastry (na bąble), igły (do celów kosmetycznych) i strzykawki (polecam, gdy rower wymaga smarowania w dziwnych i niedostępnych miejscach). Z tabletek to mam zaufanie tylko do węgla, może dlatego, że jest po prostu czarny.
Tak czy inaczej, niezależnie od tego, czy się kupuje jakieś aspiryny i inne takie, to można sobie dodatkowo zapodać parę ziół i przypraw, które są w domu - może pomogą, a na pewno nie zaszkodzą. Zresztą leczony katar trwa tydzień, a nie leczony - 7 dni. ;)
Czym w takim razie się leczyć?
Tak czy inaczej, niezależnie od tego, czy się kupuje jakieś aspiryny i inne takie, to można sobie dodatkowo zapodać parę ziół i przypraw, które są w domu - może pomogą, a na pewno nie zaszkodzą. Zresztą leczony katar trwa tydzień, a nie leczony - 7 dni. ;)
Czym w takim razie się leczyć?
sobota, 29 września 2012
8. Warszawski Festiwal Skrzyżowanie Kultur - relacja
Dobiega końca 8. Warszawski Festiwal Skrzyżowanie Kultur, pora
na małe, subiektywne podsumowanie. Od niedzieli regularnie spędzałam
wieczory w festiwalowym namiocie, wchłaniając muzykę - w tym roku bliską
mi estetycznie i emocjonalnie muzykę azjatycką, z niewielkimi
domieszkami Afryki. Muzyka etniczna - czasem niedopracowana,
improwizująca, bliska korzeni, porusza mnie głęboko. Z perspektywy tych
kilku dni łatwiej mi odnieść się do Festiwalu jako całości, jak i
poszczególnych muzyków. Gościliśmy zarówno zespoły, jak i wybitne
indywidualności sceniczne; słuchaliśmy dźwięków cichych i subtelnych,
jak i kakofonicznego „hałasu”; poznawaliśmy bogactwo wokalnej tradycji
Wschodu, jak i rozmaitość egzotycznych, czasem mało znanych
instrumentów. Dla mnie Festiwal jest nie tylko spotkaniem z odmiennymi
kulturami, ale przede wszystkim poszukiwaniem (już kolejny raz)
muzycznych inspiracji, nowych brzmień, wykonawców, którzy zagoszczą w
mojej płytotece na dłużej. I najważniejszym muzycznie wydarzeniem w
roku.
wtorek, 25 września 2012
Dynia piżmowa i Hokkaido - nowe dyniowe smaki
O festiwalu Skrzyżowanie Kultur napiszę zbiorczo na koniec. Tymczasem temat kulinarny - nowe odkrycia dyniowe. Nasza gmina - podwarszawska Lesznowola - słynie z uprawy dyń. W ostatnich latach pojawiły się nowe, ciekawe odmiany. Niestety jednocześnie wzrosły ceny. Mimo to jesienią nie mogę powstrzymać się przed degustowaniem nowości, które kuszą kształtem, kolorem i zapachem. Kieruje mną ciekawość przyrodniczego badacza połączona z atawistyczną chęcią zatopienia zębów w ich pomarańczowym miąższu. (Tak, tak, dynia jest pyszna nawet na surowo!)
Bohaterami dzisiejszego wpisu są dwie dynie, zdecydowana arystokracja pośród dyniowej społeczności:
Bohaterami dzisiejszego wpisu są dwie dynie, zdecydowana arystokracja pośród dyniowej społeczności:
czwartek, 20 września 2012
„Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" - polecam
W miniony weekend słuchaliśmy z Sahibem poruszającego reportażu, autorstwa Swietłany Aleksijewicz - „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety". Chciałabym zarekomendować Wam tę książkę (przede wszystkim książkę, choć mieliśmy tylko dostęp do audiobooka). Pomimo że jest momentami drastyczna i naprawdę trudna, to wciąga w absolutnie hipnotyzujący sposób. Pierwszego wieczoru słuchaliśmy do drugiej w nocy i nie mogliśmy się oderwać, choć czasem słuchanie wydawało się już ponad siły.
wtorek, 11 września 2012
Od zepsutej lodówki do antyglobalizmu
Rzadko poruszam na blogu tematy zahaczające choćby o politykę, choć w prywatnych dyskusjach takie tematy się zdarzają. Piękna letnia noc, ognisko, odwiedził nas bliski kolega, taki od gór, wspinania i roweru. Niedawno stracił pracę, próbuje rozkręcać własną działalność.
Ale nie o tym wiedliśmy „długie nocne Polaków rozmowy.” Tak się złożyło, że zarówno nam, jak i koledze, popsuły się lodówki.
Ale nie o tym wiedliśmy „długie nocne Polaków rozmowy.” Tak się złożyło, że zarówno nam, jak i koledze, popsuły się lodówki.
środa, 5 września 2012
Korzystne zakupy - wpis gościnny
Dziś zapraszam do poczytania wpisu gościnnego na nowo powstałym, lecz prężnie rozwijającym się blogu Korzystne zakupy. Produkuję się w nim obszernie o kaszy jaglanej, łącznie z niezwykle łopatologicznym przepisem, jak gotować kaszę. ;)
Pomysł na bloga fajny, w końcu każdy od czasu do czasu coś kupić musi (nawet minimalista). Zakupy nie zawsze bywają udane, czasem okazuje się, że kupujemy bubel albo mocno przepłacamy. Fajnie podzielić się wiedzą o tym, ale i o zakupach, które okazały się bardzo korzystne.
Pomysł na bloga fajny, w końcu każdy od czasu do czasu coś kupić musi (nawet minimalista). Zakupy nie zawsze bywają udane, czasem okazuje się, że kupujemy bubel albo mocno przepłacamy. Fajnie podzielić się wiedzą o tym, ale i o zakupach, które okazały się bardzo korzystne.
wtorek, 28 sierpnia 2012
Jabłka rządzą
A jakie? A konkretnie to - antonówki. Dobra nowina - mamy jabłkowy rok!
Z tej okazji mamy jabłka w słoikach - z cynamonem, z trawą cytrynową, z dzikimi gruszkami... Jemy ryż z jabłkami, kaszę jaglaną z jabłkami, placki z jabłkami, naleśniki z jabłkami, ciasto z jabłkami, kompot... Własne, darmowe jabłka, które nigdy nie były pryskane, antonówki tak zwane śmietankowe. Uginają się gałęzie, a muszki owocówki mają używanie.
Wikipedia podaje ciekawe informacje o antonówkach - między innymi o rekordowym jabłku, które osiągnęło wagę 886 gramów. Z dzieciństwa pamiętam antonówki-giganty. Oczywiście byłam wtedy mniejsza, więc każde jabłko wydawało się ogromne, ale antonówki były największe w całym sadzie.
Prosty przepis na bardzo fajne, ekspresowe ciasto z jabłkiem. Każde miękkie jabłko się nada, ale antonówka jest najlepsza. :)
Z tej okazji mamy jabłka w słoikach - z cynamonem, z trawą cytrynową, z dzikimi gruszkami... Jemy ryż z jabłkami, kaszę jaglaną z jabłkami, placki z jabłkami, naleśniki z jabłkami, ciasto z jabłkami, kompot... Własne, darmowe jabłka, które nigdy nie były pryskane, antonówki tak zwane śmietankowe. Uginają się gałęzie, a muszki owocówki mają używanie.
Wikipedia podaje ciekawe informacje o antonówkach - między innymi o rekordowym jabłku, które osiągnęło wagę 886 gramów. Z dzieciństwa pamiętam antonówki-giganty. Oczywiście byłam wtedy mniejsza, więc każde jabłko wydawało się ogromne, ale antonówki były największe w całym sadzie.
Prosty przepis na bardzo fajne, ekspresowe ciasto z jabłkiem. Każde miękkie jabłko się nada, ale antonówka jest najlepsza. :)
środa, 22 sierpnia 2012
Remonty, perfekcjonizm, dom do mieszkania
Kilka przemyśleń o remontowaniu, koniecznościach, perfekcjonizmie, reklamach. Jeśli ktoś ma lęk wysokości, to proponuję nie powiększać fotki. ;)
Jak pisałam poprzednio - każdy remont trwa zbyt długo.
Jak pisałam poprzednio - każdy remont trwa zbyt długo.
poniedziałek, 30 lipca 2012
Remont - pozytywy
Remont - czy to słowo komuś kojarzy się dobrze?
Aby napisać tego posta musiałam odkleić folie z monitora :) - życie blogera nie zawsze usiane jest różami! Niby nic wielkiego nie robimy - głównie uwagi wymagały okna dachowe, które trzeba było w końcu oskrobać, zaimpregnować grzybobójczym siuwaksem i polakierować. Cztery okna zajęły nam aż trzy dni!
Aby napisać tego posta musiałam odkleić folie z monitora :) - życie blogera nie zawsze usiane jest różami! Niby nic wielkiego nie robimy - głównie uwagi wymagały okna dachowe, które trzeba było w końcu oskrobać, zaimpregnować grzybobójczym siuwaksem i polakierować. Cztery okna zajęły nam aż trzy dni!
czwartek, 26 lipca 2012
W okowach materialnej kultury
Kultura materialna, w której wyrośliśmy, ma na nas duży wpływ, ale nie musi być idealna dla naszego późniejszego, własnego stylu życia. Ostatnio rozmyślałam o tym, jakie rzeczy były w moim rodzinnym domu oraz o tym, że niektóre wydawały mi się absolutnie niezbędne u nas, po czym okazywały się bezużyteczne.
wtorek, 24 lipca 2012
Bez piwnicy, bez strychu
Wielokrotnie żałowałam, że do naszego mieszkania nie jest przypisana choćby najmniejsza komórka albo piwnica. 28 metrów użytkowych okazuje się niekiedy ciasne dla dwójki dorosłych osób o licznych outdoorowych zainteresowaniach. Mieszka z nami kilka rowerów, narty biegowe, a nawet wiosła kajakowe...
piątek, 13 lipca 2012
Joshua Redman na urodziny
Niedawno obchodziłam urodziny (23. - zażartował kolega) i z tej okazji, chyba pierwszy raz w życiu, zamiast prezentu w materialnej postaci dostałam bilet na koncert. W ten sposób uszczęśliwiła mnie Monika, moja rowerowa partnerka i wspólniczka. Muszę przyznać, że był to strzał w dziesiątkę!
Koncert odbył się wczoraj w przestronnej hali Soho Factory w ramach Warsaw Summer Jazz Days 2012. Gwiazdą wieczoru był Joshua Redman, amerykański saksofonista, z zespołem. Oprócz niego mieliśmy okazję posłuchać Wojtek Mazolewski Quintet oraz Joe Lovano/Dave Douglas Quintet.
Koncert odbył się wczoraj w przestronnej hali Soho Factory w ramach Warsaw Summer Jazz Days 2012. Gwiazdą wieczoru był Joshua Redman, amerykański saksofonista, z zespołem. Oprócz niego mieliśmy okazję posłuchać Wojtek Mazolewski Quintet oraz Joe Lovano/Dave Douglas Quintet.
wtorek, 10 lipca 2012
Gazpacho - potęga pomidorów
Pierwszy raz zetknęłam się z gazpacho (bardziej na miejscu byłoby napisać - z przepisem na gazpacho) pod koniec lat 80. za sprawą jakiejś książeczki kucharskiej z biblioteki Rodziców.* Autor podkreślał, że o smaku potrawy decyduje dobra oliwa z oliwek... o której w tych czasach nikt u nas nie słyszał, więc zrobienie tego ultraprostego hiszpańskiego chłodnika pozostawało tylko w sferze marzeń, snutych latem w porze upałów. A szkoda - mieliśmy wtedy własne działkowe pomidory!
Pierwszy raz prawdziwe gazpacho jadłam kilka lat później w Andaluzji, do której dotarłam autostopem. Straciło nieco tajemniczości, okazało się, że w wielu miejscach Hiszpanii mają własne pomysły na tę zupę i nie ma jednego, jedynie słusznego przepisu - i bardzo dobrze!
Pierwszy raz prawdziwe gazpacho jadłam kilka lat później w Andaluzji, do której dotarłam autostopem. Straciło nieco tajemniczości, okazało się, że w wielu miejscach Hiszpanii mają własne pomysły na tę zupę i nie ma jednego, jedynie słusznego przepisu - i bardzo dobrze!
poniedziałek, 2 lipca 2012
Kompot, przeciąg, a może terere?
Mam nadzieję, że mój sposób przedstawienia minimalizmu - jako serii drobnych patentów - jest dla Was ciekawy i przydatny. Choć osobiście uważam teksty bardziej filozoficzne za niezwykle wartościowe i czytam bardzo chętnie, to sama wolę skupić się na przełożeniu ich na codzienne sprawy.
Dziś będzie o tym, jak poradzić sobie z upałem bez technologii typu klimatyzacja.
Dziś będzie o tym, jak poradzić sobie z upałem bez technologii typu klimatyzacja.
poniedziałek, 25 czerwca 2012
Czerwcowe zbiory
wtorek, 19 czerwca 2012
Jagody na cztery ręce
Wrzucam bardzo szybkiego posta, między jednym a drugim wyjściem na rower. Jak tam u Was z szybkim czytaniem? ;)
Tanie jedzenie, zwłaszcza z supermarketów, ma już tak złą prasę, że chyba nikogo nie trzeba przekonywać, żeby te najtańsze produkty (zwłaszcza przetworzone) omijać szerokim łukiem. A co powiecie na jedzenie.... za darmo?
Tanie jedzenie, zwłaszcza z supermarketów, ma już tak złą prasę, że chyba nikogo nie trzeba przekonywać, żeby te najtańsze produkty (zwłaszcza przetworzone) omijać szerokim łukiem. A co powiecie na jedzenie.... za darmo?
poniedziałek, 11 czerwca 2012
Zupa krem i grissini
Dziś nowe smaki, nowa kulinarna podróż. Częściowo do słonecznej Italii, częściowo - właściwie nie wiadomo dokąd. Być może do krainy młodości, bowiem będzie o zupach kremach, a tego rodzaju zupę (co prawda tylko w jednym rodzaju) gotowała moja Mama. Zupa ta nazywała się przecieranka marchewkowa i była najlepszą zupą w jej wykonaniu.
piątek, 8 czerwca 2012
Jak zostać bogiem jaskółek?
Od jakiegoś już czasu planuję wpis o przyrodzie - o tym, że dla mnie jest ważna i ciekawa, że jest naturalnym środowiskiem życia człowieka (zamiast świata z betonu, plastiku i szkła), że jest wspaniałą inspiracją, nauczycielem, wytchnieniem, spokojem... O tym, że ludzie chcą mieszkać za miastem, ale nie mają wiedzy ani chęci obcowania z roślinami i zwierzętami, które tam zastali. O tym, że uwielbiam fotografować grzyby i ślimaki (ptaki niestety mi uciekają).
Wszystko to brzmi nieco patetycznie, więc zamiast tego będzie historia.
Wszystko to brzmi nieco patetycznie, więc zamiast tego będzie historia.
poniedziałek, 4 czerwca 2012
Wilk o minimalizmie
Witajcie po dłuższej przerwie! Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że bardzo intensywnie działałam na drugim blogu. Zanim znowu wpadnę w rytm blogowania, powracam do jednego ze swoich pomysłów - wynotowywania z różnych lektur inspirujących cytatów, głównie o minimalizmie, prostocie i wolności.
Ostatnio zaczytuję się w prozie Mariusza Wilka, który sam określa się raczej włóczęgą niż podróżnikiem. Jego słowa poruszają we mnie jakąś strunę - może dlatego, że w Rosji bywałam, także w miejscach, które opisał i zawsze będę do nich tęsknić. Poniższy fragment dotyczy przymusowego osiedlania kolskich Saamów (Loparów, Lapończyków) w miastach.
Ostatnio zaczytuję się w prozie Mariusza Wilka, który sam określa się raczej włóczęgą niż podróżnikiem. Jego słowa poruszają we mnie jakąś strunę - może dlatego, że w Rosji bywałam, także w miejscach, które opisał i zawsze będę do nich tęsknić. Poniższy fragment dotyczy przymusowego osiedlania kolskich Saamów (Loparów, Lapończyków) w miastach.
wtorek, 10 kwietnia 2012
Minimalizm - moja trzecia wiosna
sobota, 7 kwietnia 2012
W koronach drzew
Nie ma jeszcze liści, a to świetna okazja, by poobserwować życie w koronach drzew, które o tej porze roku jest niezwykle intensywne. Ptaki uwijają się jak szalone. Rudziki stroszą piórka na podgardlu i zaczepiają samiczki. Dzięcioły zaglądają do starych dziupli. Harmider tam na górze jest nieziemski.
Po jesionie i akacji ganiają wiewiórki - ruda i podpalana. Są naprawdę niesamowite i mogę na nie patrzeć godzinami (a raczej mogłabym, gdyby miejscówka nie znudziła im się po kilku minutach).
Wiosna pełną gębą, nawet rabarbar wystawił pierwsze, czerwone pędy!
A co ciekawego Wy widzieliście w terenie?
Po jesionie i akacji ganiają wiewiórki - ruda i podpalana. Są naprawdę niesamowite i mogę na nie patrzeć godzinami (a raczej mogłabym, gdyby miejscówka nie znudziła im się po kilku minutach).
Wiosna pełną gębą, nawet rabarbar wystawił pierwsze, czerwone pędy!
A co ciekawego Wy widzieliście w terenie?
niedziela, 1 kwietnia 2012
Eksperyment żywieniowy - inspiracja
Michael Pollan pisze na temat uproszczenia jadłospisu współczesnego człowieka w rozdziale „Od złożoności do prostoty”. Przyznaję, że to właśnie ten cytat był dla mnie inspiracją do podjęcia eksperymentu żywieniowego, o którym pisałam w poprzednim wpisie. Osiemdziesiąt tysięcy gatunków? Imponujące!
Co Wy na to?
„Obecnie te cztery rodzaje ziarna [kukurydza, soja, pszenica, ryż] pod różnymi postaciami dostarczają dwóch trzecich ogółu kalorii, jakie spożywają Amerykanie. Jeżeli wziąć pod uwagę fakt, że ludzkość, na przestrzeni swojej historii spożywała jakieś 80 tys. różnych jadalnych organizmów, z czego 3 tys. były w powszechnym użytku, oznacza to, że obecnie stosowany jadłospis jest radykalnym uproszczeniem w stosunku do tego z przeszłości. Czy nas, konsumentów, powinno to obchodzić? Powinno, dlatego że człowiek jest stworzeniem wszystkożernym, którego organizm potrzebuje około 150 różnych związków chemicznych i pierwiastków. Trudno uwierzyć, że ludzie dostarczają swojemu organizmowi wszystkiego, czego potrzebuje, stosując jadłospis składający się w większości z przetworzonej kukurydzy, soi, ryżu i pszenicy.”
Michael Pollan „W obronie jedzenia. Manifest wszystkożerców”, wyd. MiND Dariusz Syska, Pruszków 2008, cytat ze s. 144-145
Co Wy na to?
„Obecnie te cztery rodzaje ziarna [kukurydza, soja, pszenica, ryż] pod różnymi postaciami dostarczają dwóch trzecich ogółu kalorii, jakie spożywają Amerykanie. Jeżeli wziąć pod uwagę fakt, że ludzkość, na przestrzeni swojej historii spożywała jakieś 80 tys. różnych jadalnych organizmów, z czego 3 tys. były w powszechnym użytku, oznacza to, że obecnie stosowany jadłospis jest radykalnym uproszczeniem w stosunku do tego z przeszłości. Czy nas, konsumentów, powinno to obchodzić? Powinno, dlatego że człowiek jest stworzeniem wszystkożernym, którego organizm potrzebuje około 150 różnych związków chemicznych i pierwiastków. Trudno uwierzyć, że ludzie dostarczają swojemu organizmowi wszystkiego, czego potrzebuje, stosując jadłospis składający się w większości z przetworzonej kukurydzy, soi, ryżu i pszenicy.”
Michael Pollan „W obronie jedzenia. Manifest wszystkożerców”, wyd. MiND Dariusz Syska, Pruszków 2008, cytat ze s. 144-145
czwartek, 29 marca 2012
Przednówek - eksperyment żywieniowy
Nie, nie, nie bójcie się - nie będzie o żadnych dietach. Pojęcie „diety” jest mi zupełnie obce! Postanowiłam jednak zrobić pewien eksperyment związany z żywnością - może właściwszym słowem byłoby „badanie”. Otóż w wielu źródłach na temat żywności pojawia się krytyczne stwierdzenie, że współczesny człowiek spożywa mniej gatunków roślin niż jadano dawniej. Pisze o tym między innymi Michael Pollan w książce „W obronie jedzenia. Manifest wszystkożerców”, z którą mogłam się zapoznać dzięki Ajce. Ponieważ takie stwierdzenia bywają manipulacją (w dodatku pisaną z punktu widzenia amerykańskiego rynku), postanowiłam sprawę zbadać sama i przekonać się, ile gatunków roślin jest faktycznie obecnych na moim stole. 20? 50? A może 100?
piątek, 23 marca 2012
Lepsza kasza niż ten groch czyli...
... subiektywny przewodnik po kaszach
Czy Wam też słowo „KASZA” kojarzy się z czymś pierwotnym, słowiańskim, średniowiecznym? Bohaterowie książek fantasy zawsze jadają kaszę, kapustę albo kozi ser. Jak to się stało, że poza kaszą gryczaną i krupnikiem prawie nie ma już kaszy w przydrożnych barach? Bezpłciowy ryż i makaron wyparły kasze, którymi zajadali się nasi pra-pra-pra-pra-dziadkowie.
Ostatnio zaopatruję się w kasze na wagę, w najbliższym warzywniaku. Kobiecina chyba podejrzewa, że karmię kury lub inny drób, bo co kilka dni wpadam z pudełkiem „proszę mi nasypać do pełna”. Większość kasz darzę wielką sympatią i spożywam w dużej ilości. Jak odróżnić głód od łakomstwa? Mówi się, że człowiek głodny zje kaszę, a łakomy kaszy nie tknie. W moim przypadku to nie działa. Potrafię z czystego łakomstwa nałożyć sobie dodatkową miskę kaszy!
Czy Wam też słowo „KASZA” kojarzy się z czymś pierwotnym, słowiańskim, średniowiecznym? Bohaterowie książek fantasy zawsze jadają kaszę, kapustę albo kozi ser. Jak to się stało, że poza kaszą gryczaną i krupnikiem prawie nie ma już kaszy w przydrożnych barach? Bezpłciowy ryż i makaron wyparły kasze, którymi zajadali się nasi pra-pra-pra-pra-dziadkowie.
Ostatnio zaopatruję się w kasze na wagę, w najbliższym warzywniaku. Kobiecina chyba podejrzewa, że karmię kury lub inny drób, bo co kilka dni wpadam z pudełkiem „proszę mi nasypać do pełna”. Większość kasz darzę wielką sympatią i spożywam w dużej ilości. Jak odróżnić głód od łakomstwa? Mówi się, że człowiek głodny zje kaszę, a łakomy kaszy nie tknie. W moim przypadku to nie działa. Potrafię z czystego łakomstwa nałożyć sobie dodatkową miskę kaszy!
czwartek, 22 marca 2012
Jednominutowa pasta z fasoli na 100 sposobów
Dziś zamieszczam przepis-nieprzepis. Z małą dedykacją dla Marty i Olka, którzy są zafascynowani blenderem (właściwie to Olek jest zafascynowany i podobno miksuje wszystko, co znajdzie w lodówce).
Jeśli ktoś lubi fasolę, to ten przepis przypadnie mu do gustu. Robi się go błyskawicznie, za wyjątkiem pierwszego etapu, kiedy trzeba sprawić, by suche ziarno fasoli stało się mięciutkie, czyli po prostu ugotować. Jak gotować fasolę?
Jeśli ktoś lubi fasolę, to ten przepis przypadnie mu do gustu. Robi się go błyskawicznie, za wyjątkiem pierwszego etapu, kiedy trzeba sprawić, by suche ziarno fasoli stało się mięciutkie, czyli po prostu ugotować. Jak gotować fasolę?
czwartek, 8 marca 2012
„Wszystko za życie” - film vs. książka
Film „Wszystko za życie” (w oryginale „Into the Wild”)* nakręcony przez Seana Penna na podstawie głośnej powieści Jona Krakauera obejrzałam bodajże w 2008 roku. Jako miłośniczka tundry, wolności, Północy, autostopu, a także brodatych facetów w luźnych koszulach lub bez :) nie mogłam przeoczyć filmu, który na tle nijakiego przeważnie repertuaru kin wyróżniał się niczym rodzynek w owsiance.
czwartek, 1 marca 2012
Andrzej Śmiały o wolności
Zaczyna się sezon spania pod namiotem, więc na dobry początek marca podzielę się z Wami inspirującym cytatem o wolności. Słowa te pochodzą z książki Andrzeja Śmiałego „Pętla Spitsbergenu. Ciepła opowieść o mroźnej Arktyce”, którą ostatnio czytamy z Sahibem. Piękna to opowieść - jednocześnie zabawna, wzruszająca, groźna - jak większość książek o podbiegunowych terenach, które miałam przyjemność czytać. W dodatku z prześmiesznymi rysunkami samego Autora!
niedziela, 26 lutego 2012
Pułapka na węża
Korzystając z wietrznej i pochmurnej pogody, oddaliśmy się zajęciom w podgrupach i podczas gdy Sahib pisał opowieści o niebieskich wanienkach, narysowałam dla Was komiks. Po kliknięciu na obrazek można zobaczyć go w pełnej krasie. Słowa zachwytu, zachęty i propozycje angażu jako rysownika - śmiało zamieszczajcie w komentarzach.
wtorek, 21 lutego 2012
Tortilla jak złoto
Ze specjalną dedykacją dla Czytelnika Bormana :)
Kilka ostatnich audiobooków słuchanych podczas robót ręcznych, a były to głównie książki podróżnicze o Ameryce Łacińskiej, stopniowo zaostrzało mój apetyt na tortille, jednocześnie nie wzbudzając ani trochę entuzjazmu do jedzenia równie zachwalanych przez Autorów mrówek i pędraków. Tortille, które kiedyś kupiłam w supermarkecie (paczkowane, o długim terminie przydatności), były okropne - gumiaste, bez smaku, a właściwie z wyraźnie przebijającym kwaskiem cytrynowym czy innym świństwem. Cóż z tego, że miały idealnie kolisty kształt i równy kolor? Paskudny smak stawia je na liście moich upodobań kulinarnych zdecydowanie niżej niż wspomniane mrówki.
Fotka dzięki uprzejmości Mariusza Lewickiego. Polecam jego stronę!
Kilka ostatnich audiobooków słuchanych podczas robót ręcznych, a były to głównie książki podróżnicze o Ameryce Łacińskiej, stopniowo zaostrzało mój apetyt na tortille, jednocześnie nie wzbudzając ani trochę entuzjazmu do jedzenia równie zachwalanych przez Autorów mrówek i pędraków. Tortille, które kiedyś kupiłam w supermarkecie (paczkowane, o długim terminie przydatności), były okropne - gumiaste, bez smaku, a właściwie z wyraźnie przebijającym kwaskiem cytrynowym czy innym świństwem. Cóż z tego, że miały idealnie kolisty kształt i równy kolor? Paskudny smak stawia je na liście moich upodobań kulinarnych zdecydowanie niżej niż wspomniane mrówki.
niedziela, 19 lutego 2012
Z frontu robót dziewiarskich
Jestem nałogowcem. Potrafię się zakręcić jak chomik w kołowrotku. Cały styczeń i pół lutego intensywnie dziergałam na drutach. Obiecuję poprawę i coś ciekawszego na blogu. Różne tematy czekają w kolejce, np. tekst o minimalistach-bałaganiarzach, o żywieniu w górach, przepis na tortille, które za trzecim razem wyszły mi idealnie, ale póki co - cierpliwości! - będą dwa obrazki dziewiarskie.
poniedziałek, 6 lutego 2012
Szarlotka inaczej
To ciasto wygląda niepozornie. Po krótkiej chwili nieufności zaczyna wzbudzać głośny entuzjazm degustatorów. Potem następuje gra w dwadzieścia pytań - wszyscy bezskutecznie próbują zgadnąć, z czego składa się tajemnicza masa o podejrzanym wyglądzie i wspaniałym, bogatym, egzotycznym smaku (a składa się po prostu z tego, co Tofalaria miała w kuchni, zgodnie z zasadami kulinarnego pokera). Jeśli zwykła szarlotka nie budzi już w Was większych emocji, to spróbujcie!
piątek, 27 stycznia 2012
Boso po śniegu - druga zima
Mniej więcej rok temu pierwszy raz zakosztowałam fantastycznych przechadzek boso po śniegu. Pisałam wtedy o korzyściach, które z nich płyną, a które można mieć całkiem za darmo!
piątek, 20 stycznia 2012
Archeologia rodzinna
Historia nigdy nie była moim ulubionym przedmiotem. Owszem, lubiłam poczytać książki o dawnych dziejach, zwłaszcza fabularne, ale daty mi się mieszały, nie byłam w stanie zapamiętać kto, z kim, co, komu i dlaczego.
Zupełnie inaczej ma się sprawa, gdy historia zaczyna mrugać do mnie okiem, że tak powiem - bezpośrednio. A było to tak...
Zupełnie inaczej ma się sprawa, gdy historia zaczyna mrugać do mnie okiem, że tak powiem - bezpośrednio. A było to tak...
czwartek, 12 stycznia 2012
Turecka tęcza
środa, 11 stycznia 2012
Nie święci skarpetki lepią!
Lubię robić różne rzeczy własnoręcznie. Kto zagląda na tego bloga, wie o tym. Piekę chleb, dziergam szydełkiem, na drutach, szyję, robię też sporo innych rzeczy, niekoniecznie tu opisanych, jakieś meble, prace remontowe, fryzjerstwo. Nie dorabiam do tego żadnej specjalnej ideologii - po prostu uczenie się nowych rzeczy sprawia mi niesamowitą frajdę, a gdy mam pomysł, porządny materiał i dobre narzędzia, to praca jest czystą przyjemnością!
Dziś prezentuję pierwszą nową rzecz, której nauczyłam się już w tym roku - SKARPETKI NA DRUTACH!
Dziś prezentuję pierwszą nową rzecz, której nauczyłam się już w tym roku - SKARPETKI NA DRUTACH!